czwartek, 11 grudnia 2014

9 - Poznaję

"We're the ones that will love it loud, we go wild, we are everywhere"

6.12.2013

Długo biłam się z myślami. Moja decyzja wymagała wielogodzinnych rozmów z terapeutką. Nie spałam po nocach, bo najzwyczajniej w świecie nie wiedziałam co zrobić. Byłam w stanie przesiedzieć długi czas na parapecie wpatrując się w krajobraz za oknem i rozmyślać nad tym co może stać się jeżeli odmówię lub się zgodzę. Pomoc w podjęciu decyzji nadeszła w pewien listopadowy wieczór.
Siedziałam na sofie w salonie i oglądałam jakiś serial w telewizji. Od kiedy wróciłam do szkoły była to moja ulubiona i jedyna rozrywka. Przejmowanie się losami bohaterów w pewien sposób pomagało mi oderwać się od rzeczywistości i choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Ból jaki zadał mi Gregor nie był już tak dotkliwy jak rok temu. Moje życie przewróciło się do góry nogami pół roku wcześniej, kiedy dowiedziałam się, że... moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym.
Ktoś mógłby powiedzieć: przecież to nie byli twoi biologiczni rodzice, nie powinnaś się przejmować. Jednak jak można się nie przejmować śmiercią osób, które dały mi tyle ciepła, z którymi spędziłam wspaniałe dzieciństwo, i które pomagały mi spełniać marzenia.
Fakt, że odkąd się wyprowadziłam do Andersa widziałam ich zaledwie raz na dwa tygodnie, ale myślę, że nie chcieli mi się narzucać.
W dniu ich pogrzebu to zrozumiałam. Odsunęłam się od nich tak gwałtownie po tym jak poznałam prawdę o adopcji... Oni nie chcieli robić niczego pochopnie, aby mnie nie zranić! Tymczasem ja zachowałam się najbardziej egoistycznie na świecie. Zrzucałam winę na nich. Wmawiałam sobie, że pewnie nie chcą mieć ze mną nic wspólnego co jeszcze bardziej pogrążało mnie w depresji. Żałowałam tego, że nie spędziłam z nimi więcej czasu.
Anders przeżył to o wiele gorzej. Sam musiał zapisać się na terapię, gdyż wraz ze śmiercią rodziców stracił całą pewność siebie. Było to niedopuszczalne, aby skoczek narciarski nie był pewny tego co robi, więc trener Stoeckl dał mu kilka miesięcy wolnego, wciągu których doszedł do siebie.
Wracając do listopadowego wieczoru. Siedziałam i oglądałam serial na AXN, to chyba była Orphan Black kiedy wraz z trzaskiem drzwi wejściowych usłyszałam śmiechy i podniesione męskie głosy. Po chwili rozpoznałam wśród nich mojego brata, Toma oraz Andreasa Stjernena. Jednego niskiego głosu nie byłam w stanie skojarzyć.
Momentalnie odrzuciłam koc, którym byłam przykryta, przeczesałam włosy ręką i poprawiłam t-shirt. Siedziałam i udawałam, że nie obchodzą mnie goście podczas gdy byłam piekielnie ciekawa kim jest posiadacz owego niskiego głosu, który muszę przyznać był bardzo seksowny.
- Mila! - usłyszałam wołania mojego brata z kuchni - Napijesz się?
- Idę! - krzyknęłam i podniosłam się z kanapy. Po chwili stałam u progu drzwi do kuchni. Przy wysepce stali skoczkowie. Tom z Andersem siłowali się z otwieraniem butelek piwa a Andreas rozmawiał z młodym chłopakiem, do którego należał głos i który tak bardzo pobudził moje zmysły.
Na mój widok przerwali swoje czynności i wlepili wzrok w moją sylwetkę. Czułam się trochę niezręcznie, gdyż wiedziałam, że nie zachwycam wyglądem. Sprany szary t-shirt Nike, czarne legginsy i włosy związane w kitkę to nie to czego pragnie prawdziwy samiec alfa.
Trochę speszona weszłam do środka i powitałam się ze wszystkimi krótkim "cześć". Wzięłam butelkę piwa i usiadłam na jednym z barowych krzeseł. Młody chłopak o ciemniejszej karnacji wciąż mi się przyglądał podczas gdy reszta wróciła do swoich zajęć. Po chwili dał się znać opóźniony zapłon Andreasa.
- Mila, to jest Phil, nowy w kadrze - wskazał na Norwega - Phil, to jest Mila, siostra Andersa.
Uśmiechnęłam się delikatnie po czym wzięłam łyk gorzkiego napoju z butelki.
Potem chwilę posiedziałam, pogadałam z Tomem i wyszłam do swojego pokoju. Swoją drogą nasz podrywacz Hilde chyba się zakochał. Wspominał coś o młodej skoczkini, Sarze, ale kiedy się dopytywałam nie chciał nic więcej zdradzić. Cuda się jednak zdarzają.
Postanowiłam dokończyć książkę, którą zaczęłam czytać jakiś czas temu i byłam już prawie przy końcu - Zostań jeśli kochasz. Kolejny sposób na odmóżdżenie się.
Nie mam pojęcia ile czasu tam spędziłam. Siedziałam wygodnie na fotelu, przed twarzą miałam zimowy krajobraz Oslo. Była dosyć późna godzina, na dworze panował mrok. Po chwili ktoś stanął za mną i wziął mi książkę. Odwróciłam się gwałtownie i dosłownie kilka milimetrów naprzeciwko mnie znajdowała się twarz Phila.
- Może zapukałbyś wcześniej? - zapytałam odsuwając się na bezpieczną odległość.
On tymczasem zaczął oglądać moją książkę.
- Wierzysz w prawdziwą miłość? - zapytał.
Zaskoczył mnie. To pytanie spowodowało u mnie lekkie ukłucie w okolicach żołądka. Wymijająco odpowiedziałam:
- Powiedzmy, że tak - przewróciłam teatralnie oczami - Przyszedłeś tu, żeby porozmawiać o książce?
Odłożył książkę na półkę i usiadł na łóżku obok mojego fotela. Przyglądał mi się przez chwilę i zapytał:
- Dlaczego nie chcesz iść jutro na zawody?
Na ostatnie słowo zrobiło mi się słabo. Zamknęłam oczy. Musiałam wziąć kilka głębokich oddechów, aby nie odlecieć. W końcu odparłam:
- Nie twoja sprawa - zaakcentowałam każde słowo.
- Nie mów mi, że też zranił cię jakiś Szkop tak jak Anette wystawił ten Freitag - odpowiedział z ironicznym uśmieszkiem.
Otworzyłam usta z wrażenia. Po pierwsze, nie widziałam się z Anette od ponad roku i nie miałam pojęcia co się z nią dzieje. Po drugie, byłam zaskoczona tym, że Phil mnie wyczuł. Czy to było aż tak widoczne?
- Nie byłam na skoczni od 1,5 roku i nie zamierzam tego zmieniać - stanowczo odparłam sięgając ku książce na półce, gdyż chciałam powrócić do lektury.
Norweg mnie uprzedził i zgarnął mi książkę sprzed nosa.
- Nie chcesz wspierać brata? - zapytał.
- Mogę go wspierać przed telewizorem - odpowiedziałam próbując wyrwać mu "Zostań, jeśli kochasz" jednak nieskutecznie gdyż zrobił unik, potem kolejny i jeszcze jeden. Tego już było za wiele!
- Wchodzisz tutaj jak gdyby nigdy nic, gościsz się, jesteś wścibski, kto cię do cholery uczył kultury?! - wywrzeszczałam.
- Mogę iść tam z tobą, jeśli chcesz - odpowiedział niewzruszony - Będzie żałował, że cię stracił.
W ułamku sekundy zaprzestałam swoich prób wygonienia mojego gościa i stanęłam naprzeciwko niego jak wryta. Patrzyłam prosto w jego czekoladowe oczy, w których dostrzegłam szczerość. Cholera jasna! Te brązowe tęczówki były jednocześnie bardzo podobne do oczu Gregora i zupełnie inne. W toni koloru Norwega szalały iskierki młodości i chęci do życia a u Schlierenzauera niczego takiego nie widziałam... Ten chłopak od tamtego momentu zaczął mnie intrygować, miałam ochotę poznać jego osobowość. Bez namysłu odpowiedziałam:
- Mogłabym pojechać jako członek kadry?
Phil uśmiechnął się delikatnie i gestem otwartych rąk zachęcił mnie, abym się do niego przytuliła. Ostrożnie zrobiłam krok ku niemu by po chwili utonąć w jego ramionach. Poczułam się lepiej dzięki emanującemu od niego ciepłu. 


______________________________

Kochane! Zawiodłam i to bardzo, wiem o tym... Chcę Was przeprosić za tak długą przerwę i za króciutki rozdział. Wena jest, czasu nie ma. Za tydzień zaczyna się przerwa świąteczna, wtedy nadrobię wszystko u Was i napiszę sobie więcej rozdziałów :)
Jest Phil :D Skoczyłam o rok do przodu. Czekam na Wasze opinie :*
Jutro postaram się dodać nowy na:

piątek, 21 listopada 2014

Część II: 8 - Cierpię

"Nie zasnę dziś przez całą noc, demonom będę grał kołysankę"

19.10.2012

Siedziałam na wygodnym fotelu naprzeciwko elegancko wyglądającej dojrzałej kobiety. Na oko miała czterdzieści lat. Widać, że była dosyć doświadczona i znała się na swoim fachu jak mało kto. Emanowało od niej ogromne zrozumienie i ciepło, jednak podświadomie zdawałam sobie sprawę, że analizuje każde wypowiedziane przeze mnie słowo, każdy gest, który wykonywałam i każdą moją reakcję.
Pani Thorgren była moim psychologiem. Regularnie, raz w tygodniu chodziłam do niej odkąd wróciłam z nieszczęsnych zawodów w Polsce.
Wmawiałam sobie, że wszystko jest dobrze. Chciałam sama, bez niczyjej pomocy zapomnieć o Austriaku. To przecież miała być tylko tygodniowa przygoda! Początkowy niewinny pocałunek przerodził się w mój najgorszy koszmar jaki odczuwałam za każdym razem, kiedy spojrzałam w lustro na moje usta. Po trzech miesiącach, jego imię wciąż sprawiało mi ból.
Nie chciałam iść na terapię, uważałam to za zbędne. Jak już wspomniałam, sama chciałam uporać się z zapomnieniem. Wszystko było dobrze. Mieszkałam z Andersem i czekałam na rozpoczęcie roku szkolnego. Miałam nadzieję, że wraz z jego nadejściem, tak bardzo oddam się nauce, że nie będę miała czasu na rozdrapywanie starych ran. Myliłam się.
Tydzień przed 1 września był okropny. Zaczęłam się denerwować, że nie dam sobie rady w drugiej klasie liceum. W nocy dostawałam drgawek i nie mogłam spać. Najgorszą nocą, była ta z 31 sierpnia na 1 września, kiedy śnił mi się Gregor.
Sen przedstawiał skoczka, który perfidnie na moich oczach namiętnie całował się z Sandrą a potem śmiał mi się w oczy. Obudziłam się o 3 nad ranem z krzykiem i płaczem.
Początkowo zbagatelizowałam to. To tylko sen! Lecz z czasem, wyobraźnia zaczęła płatać mi figle i dosłownie każdy wysoki, szczupły szatyn przypominał mi Schlierenzauera. Czasami uciekałam z łzami w oczach, innym razem robiło mi się słabo i momentalnie robiłam się biała jak ściana.
Przez ten czas ciągle czułam nieprzyjemne kłucie serca. Wtedy musiałam usiąść lub się położyć i przez chwilę znajdować się w bezruchu.
Anders nic nie wiedział. Doskonale udawało mi się to ukryć. Po szkole od razu kierowałam się do pokoju i siedziałam tam do kolacji. Spotykaliśmy się tylko na posiłkach! To było nienormalne, ale charakter mojego brata nie pozwalał mu się wtrącać. Myślę, że tłumaczył to sobie zdaniem: dziewczyny tak mają.
Rodzice również nie zauważali lub po prostu udawali, że nie widzą. Miałam wrażenie, że po tym, jak powiedzieli mi, że jestem adoptowana, pomiędzy nami zrobił się dystans. Nie troszczyli się już o mnie tak jak wcześniej.
Mój zły stan psychiczny wyszedł na jaw kiedy odwiedził nas Tom. Po raz pierwszy od trzech miesięcy postanowiłam spędzić z nimi trochę czasu w salonie. Zamówiliśmy pizzę, Norweg przyniósł zgrzewkę piwa i załączyliśmy na DVD jakiś film akcji.
Wszystko było ok, w pokoju panował pół-mrok, więc nie mogli dostrzec moich podkrążonych i przekrwionych od płaczu oczu. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, film dobiegał ku końcowi. Nagle zadzwonił telefon Toma.
- Słucham? - odebrał a po chwili zawołał - Na prawdę?! To świetnie, oczywiście, że się zgadzam! Dobranoc, dziękuję! - nacisnął przycisk rozłączający.
- Co jest? - zapytał Anders.
- Zaproponowali mi udział w reklamie - odparł wkładając smartphone do kieszeni spodni - Będę grał z Richardem Freitagem i Schlierenzauerem, taka międzynarodowa kampania promująca nowy sezon.
Na dźwięk usłyszanego nazwiska poczułam jak mój puls niebezpiecznie wzrasta. Poderwałam się z kanapy i ciężko dysząc uciekłam do łazienki. Szczelnie zamknęłam drzwi i usiadłam na desce klozetowej. Oczy mnie piekły od słonego płynu, którym się nabierały. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam spazmatycznie szlochać. Brakowało mi tchu i dławiłam się swoimi łzami. To był jeden z najgorszych ataków, jakie przeżyłam.
- Mila! - pukał Tom do drzwi łazienki - Proszę cię, otwórz.
- Nienawidzę go! Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę! - krzyczałam przez łzy.
- On nie jest tego wart, nie rozumiesz?! Wyjdź, pogadamy, będzie ci lepiej, zobaczysz - mówił Norweg.
Nic nie odpowiedziałam, a zaniosłam się jeszcze większym szlochem. Nie do końca wiem co się ze mną potem działo. Chyba przestałam oddychać, bo zaczęło robić mi się ciemno przed oczami i zsunęłam się na podłogę. Obudziłam się następnego dnia w szpitalu.
Lekarz stwierdził, że mam dosyć poważną anemię. Brakowało mi podstawowych witamin, byłam przemęczona i brakowało mi snu. Na szczęście skończyło się na kroplówce i skierowaniu do psychologa, czego nie do końca rozumiałam. Stwierdzenie o moim stanie psychicznym nie mogło wyjść z badań krwi, z pewnością Anders i Tom przedstawili doktorowi całą sytuację.
Wyszłam dwa dni po utracie nieprzytomności. Przez trzy tygodnie nie byłam w stanie wyjść gdziekolwiek, o szkole nie wspominając. Od razu zaczęliśmy terapię.
Tak właśnie znalazłam się na skórzanym fotelu pani Thorgran. Była to moja trzecia sesja. Już po drugiej widziałam ogromną poprawę. Nie zamykałam się już tylko w czterech ścianach swojego pokoju, którego ciężkie powietrze przyprawiało mnie o mdłości. Nawet zaczęłam wychodzić na zakupy z Andersem! Serce przestało mnie nieprzyjemnie kłuć.
Wracając do spotkania. Było to jedno z tych, które zapamiętam na bardzo długo.
W połowie sesji pani psycholog zadała mi pytanie:
- Mila, kochanie, jesteś szczęśliwa?
Zareagowałam momentalnym ruchem brwi, który oznaczał moje zdziwienie. Zamyśliłam się na chwilę, w pomieszczeniu panowała nieskazitelna cisza przerywana tykaniem zegarka.
Po kilku minutach dodała:
- Czy masz powody do bycia szczęśliwą?
Oburzyłam się.
- Sugeruje pani, że nie zasługuję na szczęście? - zapytałam na co łagodnie się uśmiechnęła ujawniając swoje zmarszczki mimiczne.
- Chcę, abyś zrozumiała, że to, co zrobił Gregor nie może równać się z tym, co robią dla ciebie twoi najbliżsi - wytłumaczyła spokojnie.
- Co ma pani na myśli? - ciągnęłam, chociaż powoli wszystko zaczęło mi się w głowie układać i domyślałam się do czego dąży moja terapeutka.
- Popatrz na to z tej strony. Czy doceniasz trud swoich najbliższych jaki włożyli, abyś zapomniała o tamtym incydencie?
Zastanowiłam się. Początkowo nie widziałam żadnych kroków ze strony Andersa czy rodziców, aby mi pomóc, więc bez wahania stwierdziłam:
- Mój brat przez 3 miesiące odzywał się do mnie tylko podczas posiłków. Rodzice nawet nie raczyli do mnie przyjechać. Czy to, według pani, nazywa się trudem?!
- Owszem, twoi rodzice zachowali się karygodnie, ale skupmy się na postaci twojego brata - przerwała dając mi chwilę na przetrawienie jej słów - Czy krzyczał na ciebie, kiedy dowiedział się, że wpakowałaś się w romans z Austriakiem?
- Nie - odparłam cicho.
- Co zrobił? - zapytała próbując wyciągnąć ze mnie jak najwięcej.
- Przytulił mnie i powiedział, że obieca, że się nigdy nie spotkam z Gregorem... - powiedziałam coraz bardziej rozumiejąc do czego dąży terapeutka.
- Czy przez te 3 miesiące, aż do tego feralnego telefonu, usłyszałaś o Schlierenzauerze jakiekolwiek zdanie, nie wiem, może ktoś o nim wspominał w twoim towarzystwie?
- Nie - odpowiedziałam tym razem bardziej zdecydowanie.
- Popatrz, twój brat wykonywał niewidoczną dla ciebie pracę a jakże skuteczną! Chronił cię przed nim! Powiedz mi, czy według ciebie twoje ciągle użalanie się nad sobą i swoimi problemami sprawiają mu przyjemność?
Wreszcie otworzono mi oczy. Zdałam sobie sprawę jak bardzo egoistycznie się zachowywałam względem Andersa. Myślałam, że mnie najzwyczajniej w świecie olewał, że tak na prawdę wcale mu na mnie nie zależało. Tymczasem on był jedyną osobą, która się o mnie troszczyła. Było mi głupio, że go tak potraktowałam...
- Co mam zrobić? - zapytałam.
- Zrobisz co będziesz chciała. Moim zdaniem powinnaś w ramach wdzięczności dla Andersa wziąć się za życie i znów być kochającą siostrą. Przeszłości nie zmienisz, ale przyszłość jest w twoich rękach. Nie zmarnuj jej przez jeden incydent. Wykorzystaj to, aby nie popełniać tego błędu. Wyciągnij z tego jakąś lekcję! - podbudowywała mnie energicznie.
Wróciła do mnie nadzieja, którą straciłam już bardzo dawno temu. Po raz pierwszy od kilku miesięcy zrozumiałam, że jestem dla kogoś ważna, i że mam dla kogo żyć a tym kimś była teoretycznie najbliższa mi osoba a w praktyce tak daleka...
Zaniedbałam moje stosunki z bratem i to przeze mnie coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie. O mały włos nie straciłam kogoś, kto zawsze pomagał mi i był dla mnie wsparciem.
Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju i spędzała sen z powiek przez kilka ostatnich tygodni.
- Czy to możliwe, że po tym wszystkim co mi zrobił Gregor, jestem w stanie wciąż go kochać?
Pani Thorgran popatrzyła na mnie łagodnie, dotknęła mojej dłoni w geście dodania otuchy.
- Jako doświadczona kobieta radzę ci, abyś znalazła kogoś, kogo pokochasz o wiele mocniej. Osoba, którą kochasz nigdy nie doprowadzi cię do płaczu.


____________________________________

Cześć! Wraz z rozpoczęciem sezonu nawiedzam Was z nowym rozdziałem :D Myślę, że nie jest jakiś rewelacyjny, trochę przynudzam, ale przeczuwam, że najbliższe rozdziały będą takie refleksyjne. Mam nadzieję, że chociaż Wam się podoba. Dodałam muzykę na bloga, mam nadzieję, że się podoba :)
Mam u Was trochę zaległości, ale obiecuję, że w ten weekend postaram się wszystko nadrobić.
Pozdrawiam i do następnego :*

piątek, 7 listopada 2014

7 - Płaczę

"Ucieknij ciosom to wprzód to w tył jakbyś była wiatrem"

21.07.2012

Stałam w strefie FIS Family i podziwiałam skoki oddawane przez Norwegów. Było to podczas serii próbnej. Andersowi bardzo zależało, abym powiedziała mu co robi źle, żeby w pierwszej serii wyeliminować te błędy. Skoczył 121 metrów. Nie najgorszy wynik, ale mój brat był wyraźnie niezadowolony.
Po kilku minutach blondyn wraz ze swoimi nartami znalazł się obok mnie. Szedł w stronę domków. Dołączyłam do niego.
- Wybij się mocniej - poradziłam - I uspokój się trochę. Twoja sylwetka w locie jest okropna.
- Wiatr jest kiepski, wieje w plecy - odparł przystając przy jeden z fanek, której podpisał flagę Norwegii.
- Możesz to wykorzystać. Wiem, że potrafisz - powiedziałam kiedy zobaczyłam Toma i Anette, którzy żwawo prowadzili rozmowę. Dziewczyna prawie krzyczała a skoczek próbował ją uspokoić
- Zaraz wrócę - rzekłam zamyślona wpatrując się w zaistniałą sytuację.
Anders dalej rozdawał autografy i robił sobie zdjęcia z fanami a ja spokojnym krokiem podążyłam w stronę przyjaciół stojących za drewnianym domem. Kiedy byłam już całkiem blisko usłyszałam:
- Zabierz ją stąd zanim zrobi się nieprzyjemnie - mówił Tom zbyt poważnym jak na niego tonem.
- Co ja mam jej niby powiedzieć?! Myślisz, że ja nie wiem jak to jest? - powiedziała Anette piskliwym głosem, przez chwilę myślałam, że płacze, lecz ona była po prostu rozhisteryzowana. Byłam na tyle blisko, że widziałam jak kipi z niej złość i gorycz.
Wystraszyłam się. Z pewnością mówili o mnie, lecz o co tak na prawdę im chodziło? Moje serce gwałtownie przyśpieszyło ruchu. Przez chwilę dwójka przyjaciół się nie odzywała. Tom głęboko się nad czymś zastanawiał a Anette próbowała się uspokoić wachlując twarz rękami.
Biłam się z myślami: podejść bliżej, czy nie? Co im wtedy powiem? Uciec i udawać, że nic się nie stało? To była myśl!
Już miałam się wycofywać, kiedy usłyszałam głos skoczka:
- Zacznijmy działać zanim będzie za późno. Ona mogła już zobaczyć Gregora i Sandrę lub nie, nie mamy pewności. Co jeżeli zobaczy ich całujący... - przerwał i wtedy nasze spojrzenia się spotkały.
Zauważył mnie opartą o ścianę drewnianego domku a ja nie miałam odwagi powiedzieć ani słowa. Żwawym krokiem poszłam do domku Norwegów. Nie wiem dlaczego, mój instynkt kazał mi tam iść.
Chyba wtedy nie do końca docierało do mnie co tak na prawdę usłyszałam. "Gregor i Sandra", "całujących się", "zanim zrobi się nieprzyjemnie". Te trzy zdania krążyły wciąż wokół mojej głowy i nie mogłam się ich pozbyć.
Ze spuszczoną głową wchodziłam po schodkach. Minęłam kilku słoweńskich skoczków, którzy uśmiechali się od ucha do ucha.
Nagle zrobiło mi się słabo. Obraz zaczął się rozmazywać, przestałam słyszeć niektórych dźwięków a nogi odmówiły posłuszeństwa. Byłam już na piętrze. Oprałam ręce o barierkę tzw. "balkonu", z którego miałam widok na cały obiekt. Powoli i głęboko wdychałam powietrze. Zamknęłam oczy i pozwoliłam górskiemu, zimnemu wietrzykowi owiewać mi twarz. Po kilku minutach zrobiło mi się lepiej. Usłyszałam dźwięk charakterystycznego chodu Toma. Wiedziałam, że za chwilę znajdzie się obok mnie.
Otworzyłam oczy i spojrzałam w dół. Anders wciąż rozdawał autografy, Anette stała przy Rune, rozmawiała z nim popijając wodę. Kątem oka spoglądała w moją stronę.
Następnie moim oczom ukazał się widok, którego obawiałam się najbardziej i którego miałam nadzieję nigdy nie zobaczyć, chociaż wiedziałam, że to niemożliwe.
Na dole rozgrzewali się Austriacy, w tym Gregor, który dopiero co do nich dołączył. Nie był sam. Towarzyszyła mu blondynka wzrostu skoczka. Na początku nie dopuszczałam do siebie myśli, że cokolwiek może ich łączyć dopóki nie ujrzałam Gregora podchodzącego do dziewczyny i obejmującego ją czule tak jak mnie zeszłego wieczoru.
- Mila - zagadnął Tom.
Odwróciłam się do niego. Jego oczy przepełniała troska i współczucie, a rysy twarzy były łagodne. Nie uśmiechał się, wiedział, że nie ma do tego powodu.
Spojrzałam na Toma zaszklonymi oczami a ten gestem rąk dał mi do zrozumienia, żebym się do niego przytuliła. Zrobiłam krok w jego stronę udając, że taki mam zamiar, lecz w ostatniej sekundzie odwróciłam się i zbiegłam po schodach na dół. Szybkim krokiem wyszłam ze strefy przeznaczonej dla skoczków, sztabu i całej reszty.
Znalazłam się wśród fanów. Próbowałam jak najszybciej przepchać się, aby nikt nie widział moich łez. Próbowałam zachować kamienną twarz, jednak kąciki ust mimowolnie zaczęły mi drgać.
Po ciągłym powtarzaniu 'excuse me' wreszcie znalazłam się poza terenem obiektu. Stanęłam na chodniku nie mając pojęcia gdzie teraz się udać. Mijali mnie ludzie ubrani w biało-czerwone stroje, którzy przyglądali mi się ze zdziwieniem, lecz zignorowałam ich. Ruszyłam przed siebie, czyli w stronę miasta, tak sądzę.
Nie mogłam dłużej wytrzymać i w przeciągu kilkunastu sekund po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Zauważyłam, że po drugiej stronie ulicy znajduje się przydrożny las. Przeszłam przez jezdnię i dosłownie wpadłam w zielone krzaki.
Rośliny kaleczące moją twarz sprawiały, że płakałam jeszcze bardziej. Przedarłam się w końcu do miejsca, gdzie kolczastych krzaków było znacznie mniej a wokół mnie znajdowały się tylko drzewa, z których powoli zaczęły opadać liście.
Ponownie zrobiło mi się słabo i dostałam ataku gorąca. Usiadłam pod najbliższym drzewem i oparłam się o nie. Chciałam schować twarz w dłoniach, lecz kontakt ran z brudną skórą sprawił, że zaczęły mnie niemiłosiernie piec. Wybuchłam o wiele większym szlochem niż do tej pory.
Co ja sobie do cholery wyobrażałam?! Przecież ten związek nie miał prawa bytu.
Obwiniałam się za swoją głupotę. Za to, że tak łatwo dałam się uwieść. Do mojej głowy nachodziły myśli, że pewnie nie byłam pierwszą naiwną, i że prawdopodobnie zwiódł tak samo wiele dziewczyn.
- Chciałaś wiedzieć co to miłość? To teraz wiesz, idiotko - powiedziałam sama do siebie i dokładnie w tym momencie poczułam na mojej twarzy kroplę deszczu. Po chwili rozpadało się na dobre, tak jak kilka godzin wcześniej.
- Zajebiście, kurwa - skomentowałam opierając czoło o kolana.
- Od kiedy przeklinasz? - usłyszałam znajomy głos kilka metrów ode mnie.
Podniosłam głowę i zobaczyłam mokrego Andersa, mojego brata. Nie miałam najmniejszej ochoty go widzieć, tym bardziej zwierzać mu się. Ponownie schowałam głowę w kolanach.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, Tom mi wszystko powiedział - odparł jakby czytał w moich myślach.
- Powiedz mi, że jestem idiotką. Jestem na to gotowa.
Zaśmiał się krótko. Podszedł do mnie, usiadł i przytulił. Obydwoje byliśmy cali mokrzy, więc nie sprawiało nam to problemu. Ciepło, które od niego biło było bardzo przyjemne. Sprawiło, że poczułam się odrobinę lepiej. Wciągu kilku minut uspokoiłam się.
- Ktoś musi ci opatrzyć te rany na twarzy zanim zrobią się blizny - powiedział dotykając zadrapania opuszkiem kciuka. Syknęłam.
Wreszcie odważyłam się popatrzeć na jego twarz. Również była lekko poraniona, ale nie tak bardzo jak moja. Na szczęście nie miał do mnie żalu, jego oczy wyrażały szczerą troskę.
- Pomyślą, że twoje fanki nas napadły - zażartowałam na co Anders się uśmiechnął.
- Nie rób nam tego więcej, Mila - odparł zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
Spuściłam wzrok
- Dobrze, ale obiecaj mi, że pomożesz mi o nim zapomnieć - rzekłam stanowczo bardziej do swoich rąk niż do brata.
- Wiesz, że ciężko ci będzie mnie oglądać w telewizji podczas gdy Gregor będzie również startował?
- Nie o to mi chodzi. Pomóż mi nie spotkać się z nim.
Wyraźnie mu ulżyło. Było to o wiele łatwiejsze do zrealizowania, niż całkowite usunięcie Austriaka z mojego życia.
- Obiecuję, młoda. A teraz czas się zbierać, jutro wracasz do Norwegii.


Chłopaki się byczą a my tu marzniemy ;/


______________________________

Hej! Długo zbierałam się do napisania tego. Nie byłam pewna, czy uda mi się napisać to co sobie zaplanowałam, ale wyszło całkiem całkiem według mnie :) Mam nadzieję, że Wam się podoba. Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia oraz zapraszam na prolog nowego skocznego bloga -> W poszukiwaniu szczęścia.
Skończyłam część pierwszą :) część druga Sztuki Zapominania już niedługo! :D

+ Przykro mi to pisać, ale zawiesiłam moje dwa blogi o Borussii Dortmund. Zapewniam, że wrócę (a raczej wrócimy) do pisania, kiedy tylko przyjdzie wena.

piątek, 24 października 2014

6 - Boli

"Right from the start you were a thief, you stole my heart and I your willing victim"



20.07.2012

Gregor
Miałem ochotę go zabić. Byłem rozpalony do granic możliwości za sprawą tej uroczej blondynki a on jak gdyby nigdy nic przerywa moją, a raczej naszą ekstazę. Przed rzuceniem się z pięściami na bruneta powstrzymała mnie Mila, której dotyk sprawił, że moje dłonie się rozluźniły.
- Pójdę już - powiedziała szeptem, ubrała kurtkę i wyszła z wyraźnym zmieszaniem na twarzy.
Mój starszy kolega wszedł do pomieszczenia i usiadł na ławce. Odruchowo poprawiłem włosy i założyłem czapkę z napisem sponsora - "Red Bull".
Próbowałem zachować spokój i nie wykrzyczeć wiązanki przekleństw w stronę Andreasa, co było dla mnie cholernie trudne. Byłem tak blisko, już prawie ją miałem!
Chciałem w milczeniu wyjść i pokręcić się przy tych prześlicznych polskich fankach. Rany, jakie one były piękne! Jednak żadna z nich nie dorównywała Mili, mojej małej, słodkiej Norweżce. Szczerze mówiąc, nie wygląda jak typowa dziewczyna ze Skandynawii. Zjeździłem pół świata, wielokrotnie bywałem na północy i dałbym sobie rękę uciąć, że blondynka nie ma nic wspólnego z tamtejszymi stronami.
Już miałem otworzyć drzwi w celu wyjścia, ale zatrzymał mnie głos Andreasa:
- Jak tam ci się powodzi z Sandrą, chyba kiepsko, co?
Odwróciłem się i stanąłem do niego przodem. Na twarzy trzydziestolatka malował się uśmiech z odrobiną drwiny i wyższości. Nie mogłem mu sprawić tej przyjemności i przyznać się do błędu.
- Daj spokój. To dziewczyna na jedną noc - powiedziałem udając stanowczość choć w środku czułem się podle mówiąc o niej w taki sposób.
Austriak wstał i w tym momencie nasze twarze znajdowały się na równi, dzięki czemu mógł łatwo odgadnąć kiedy kłamię.
- Od kiedy ty szukasz dziewczyny na jedną noc? Zawsze byłeś ułożony, wierny Sandrze, nigdy nie poszedłeś z nami na panienki a teraz co? Chwytasz się pierwszej lepszej - powiedział spokojnie akcentując każde słowo.
Miał mnie. Nigdy w życiu nie poszedłem z chłopakami do burdelu. Ja i Morgi zawsze zostawaliśmy w hotelu, chociaż tamci się z nas śmiali, że nie jesteśmy prawdziwymi facetami. Ostatnio sytuacja diametralnie się zmieniła.
Nie czułem do Sandry już tego samego co kilka lat temu. Wiele osób mi powtarzało, że jest ze mną tylko dla sławy a ja zaprzeczałem. Chciałem jej się nawet oświadczyć! Od tej decyzji powstrzymały mnie pewne zdjęcia, które ktoś przesłał mi na pocztę mailową. Fotografie przedstawiały Sandrę i jakiegoś starszego faceta siedzących w kawiarni. Miałem nadzieję, że to zwykłe spotkanie biznesowe, ale kiedy wszystko sobie przemyślałem, doszedłem do wniosku, że ona faktycznie może mnie zdradzać.
Nie spaliśmy ze sobą już od pół roku. Ciągle mówiła, że boli ją głowa, a ja dawałem się na to nabrać, przytulałem ją i obdarzałem swoim ciepłem. Myślałem, że kobiety po prostu tak mają.
Potem te uniki co do konkursów. Prosiłem ją, aby pojawiła się na ostatnim konkursie w Niemczech, ale ona zbywała mnie wymówką dotyczącą pracy. Jechała tylko wtedy, jeśli jakaś jej koleżanka zdecydowała się pojechać z nią.
Wreszcie dałem sobie spokój kiedy ujrzałem te zdjęcia. Owszem, nie zerwałem z nią, ale nasze kontakty ograniczały się do dwóch dni wciągu tygodnia. Nie miałem odwagi zapytać jej czy wciąż mnie kocha, bo bałem się odpowiedzi.
Minuty mijały a ja nie wiedziałem co mam powiedzieć. Każda sekunda działała na moją niekorzyść a Andreas znakomicie zdawał sobie z tego sprawę.
- Zakochałeś się. Ona w ogóle nosi stanik? Człowieku! Ogarnij się! - potrząsnął mną - To jeszcze dziecko. Ty potrzebujesz dojrzałej kobiety!
Nie mogłem wytrzymać. On obrażał Milę! Kofler dostał ode mnie w twarz z pięści tak mocno aż poleciała mu krew z nosa. Czułem jak cała złość uszła ze mnie w ułamku sekundy.
- Przepraszam - zaśmiał się chwytając za nos - Zapomniałem, że ty też jesteś jeszcze dzieckiem.
- To nie twoja sprawa, Kofler. Trzymaj się ode mnie i od niej z daleka - powiedziałem i ruszyłem w stronę drzwi.
Zanim zamknąłem je z hukiem zdążyłem usłyszeć ostatnie zdanie, które całkowicie mnie pogrążyło:
- Ciekawe co Sandra powie jak zobaczy cię jutro z tą Norweżką na zawodach.
Jestem idiotą. Zapomniałem, że wszystkie dziewczyny, narzeczone i żony Teamu Austrii przyjeżdżają jutro na zawody indywidualne. Wpadłeś Schlierenzauer, oj wpadłeś.

*

21.07.2012

Tom
Stałem przy oknie razem z Milą obserwując jak deszcz zalewa skocznię Malinkę. Dzień zawodów. Co prawda, zakwalifikowałem się dopiero w trzeciej dziesiątce, ale ten wynik nie miał znaczenia. Miałem zamiar zrobić wejście smoka i skoczyć na podium.
Obydwoje opieraliśmy się o parapet drewnianego domu. Znajdowaliśmy się w pomieszczeniu przypuszczam dla przedskoczków. Było tam wiele kombinezonów w zaskakująco małym rozmiarze.
Dziewczyna od wczorajszego wieczoru była jakaś nieobecna, ciągle zamyślona. Ciężko było mi do niej dotrzeć, była młodsza o 8 lat! Może i zachowywałem się jak nastolatek, ale moje myślenie zmieniło się o 180 stopni. Nie pamiętałem już jak gadać o tych rzeczach z małolatami.
Postanowiłem nie zaczynać rozmowy poprzedniego dnia. Widziałem jak pod koniec kwalifikacji spanikowana tłumaczyła coś Anette. Potem wieczorem obydwie nie były na kolacji, chyba siedziały w pokoju blondynki.
Rankiem obydwie dziewczyny słowem się do mnie nie odezwały. Nie pojechały na trening, dopiero pojawiły się na serii próbnej. Zauważyłem, że Mila weszła na poddasze małego drewnianego domku przy skoczni, więc postanowiłem iść za nią i wreszcie zapytać się jej o co chodzi.
Na początku nie zauważyła mojej obecności, bo wpatrywała się w krajobraz za oknem. Delikatnie starając się nie tupać podszedłem do niej i oparłem się o parapet. Lekko wzdrygnęła się na mój widok, chyba ją wystraszyłem. Uśmiechnąłem się i również popatrzyłem przez okno, z którego był wspaniały widok na cały obiekt skoczni.
- Coś czuję, że to będzie twój dzień - powiedziała wciąż patrząc w niewidoczny punkt na horyzoncie.
Zerknąłem na nią. Była bez makijażu, w związanych włosach, dresowych spodniach i sportowej kurtce. Całkowite przeciwieństwo córki trenera, Anette. Mimo, że Mila nie przywiązywała zbytniej uwagi do ubioru, wygląda zadbanie i w pewien sposób przyciągająco. Całą swoją sylwetką sprawiała, że chciało się ją zamknąć w swoich ramionach już na całe życie.
- Wyczuwam lekki sarkazm - odparłem.
- Mówię poważnie, możesz wykorzystać to, że inni przy takich warunkach się załamią - powiedziała odwracając głowę z moją stronę.
Jej oczy były nieobecne, rozbiegane a usta nie formowały się w uśmiech. Przeczuwałem, że nie spała w nocy, a jeśli już to bardzo mało. Chyba zauważyła moje zmieszanie, bo zapytała:
- Co się dzieje?
- To chyba ja powinienem cię o to spytać.
Spuściła wzrok i zagryzła kącik dolnej wargi. Uwielbiałem kiedy to robiła nieświadomie, wyglądała wtedy tak niewinnie...
- Chodzi o Gregora? - ciągnąłem.
Przez chwilę nic nie odpowiadała. Z wciąż spuszczonym wzrokiem zdecydowała się przemówić:
- Wczoraj pierwszy raz się pocałowaliśmy i... Nie czuję się z tym dobrze.
Teatralnie uniosłem brwi udając zdziwienie.
- Dlaczego? Przecież mówiłaś, że...
- Wszedł Andreas Kofler - przerwała mi - Gregor się bardzo zmieszał, miałam wrażenie, że chciał zapaść się pod ziemię, bo jego kolega przyłapał go ze mną. Trochę zabolało.
Bez wahania przytuliłem ją do siebie, kojąco głaszcząc po głowie. Czułem jej łzy na rękawie bluzki, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Staliśmy tak dopóki nie usłyszałem głosu Stjernena z dołu:
- Tom! Zaraz skaczemy w serii próbnej! - krzyczał.
- Już idę! - odparłem.
Wypuściłem Milę z moich objęć i już miałem schodzić na dół kiedy powiedziała:
- Nie mówi nic Andersowi.
- Nie ma sprawy, od czego ma się przyjaciół - odpowiedziałem uśmiechając się.
Wyszedłem na zewnątrz. Na szczęście już nie padało a za ciemnymi chmurami dało się dostrzec świecące słońce. Poszedłem do naszego domku, aby się przebrać. Po drodze minąłem się z kilkoma Austriakami, w tym z Koflerem, który dziwnie mi się przyglądał.
Następnie moje oczy napotkały widok, który sprawił, że ciśnienie niebezpiecznie mi się podniosło. Moim oczom ukazał się Gregor Schlierenzauer, który trzymał jakąś blondynę z rękę i szedł z moją stronę z głupim uśmieszkiem. Od razu do mojej głowy nadeszła myśl, że Mila za żadne skarby nie może tego zobaczyć.




_______________________________________

Witam po dwutygodniowej przerwie! :D Nawet nie wiecie jak się cieszę, że mogę tu coś napisać. Ostatnio z moją weną i czasem (!) jest baaaardzo kiepsko. Niestety wolną chwilę mam tylko w piątki wieczorem, którą decyduję się przeznaczać na czytanie i pisanie :)) Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Tym razem trochę smutniejszy i to właśnie jest takie małe wprowadzenie do punktu kulminacyjnego. Bez obaw, to nie jest jeszcze nawet połowa bloga! xD

Ponownie zachęcam do zapoznania się z nowym blogiem, który jeszcze nie został rozpoczęty -----> W poszukiwaniu szczęścia.

I'll be the one if you want me to
Whole world is watching
Sztuka wyboru

piątek, 10 października 2014

5 - Czuję

"Just like the clouds my eyes will do the same if you walk away"

19.07.2012

Ciężko opisać uczucie, które towarzyszyło mi kiedy Gregor był tak blisko. Byłam w stanie usłyszeć szalone bicie jego serca. Za każdym razem, kiedy brałam wdech mogłam poczuć zapach perfum, którymi była przesiąknięta jego bluza. I jeszcze ten pocałunek w czoło... Głupie, małe musknięcie ciepłych ust skoczka sprawiło, że poczułam się bezpiecznie jak jeszcze nigdy wcześniej. Wreszcie nie uciskała mnie nieistniejąca gula w okolicach żołądka. Zamiast tego byłam w stanie odczuć przyjemne mrowienie.
Po wypowiedzianym zdaniu Austriak znów popatrzył mi w oczy i ruchem głowy dał mi znać, abyśmy wracali. Bez słowa ruszyłam w kierunku hotelu ze wzrokiem wbitym w beton.
Jak mam się teraz zachować? Może powinnam coś powiedzieć? Co jeśli on się mną bawi?
Gregor jakby w odpowiedzi na moje pytania zadawane w myślach ujął moją dłoń i razem ze swoją schował w kieszeni dresu.
- Chyba zmarzłaś - zagadnął - Twoja ręka jest lodowata.
- Zawsze tak mam. Zimne dłonie i stopy pomimo, że na zewnątrz temperatura wynosi 30 stopni - wytłumaczyłam.
- To słodkie - odparł na co mimowolnie się uśmiechnęłam - Cała jesteś urocza - dodał lekko zaciskając moją dłoń.
Szczerze? Pierwszy raz ktoś mi powiedział, że jestem urocza. Wiele razy słyszałam, że jestem ładna, mądra, inteligentna, zabawna. Może dlatego, że po prostu nigdy nie starałam się zachowywać... uroczo. Jak to w ogóle jest zachowywać się uroczo? Bo chyba nie polega to na ciągłym zamartwianiu się o swoją przeszłość i przyszłość.
- Przesadzasz - odparłam starając się ukryć zakłopotanie pod kosmykami rozpuszczonych blond włosów.
- Nieprawda. Jesteś taka, że mógłbym cię tulić i tulić i nigdy by mi się nie znudziło - powiedział stanowczo. Nie był w stanie pohamować ciągłego uśmiechu widniejącego na jego podłużnej twarzy.
Miałam odpowiedzieć: "Nie mam nic przeciwko", lecz zorientowałam się, że doszliśmy już do hotelu. Naszą przyjemną rozmowę przerwał jakiś mężczyzna z kamerą w ręku. Łatwo można było się domyślić, że stał przed nami dziennikarz.
- Gregor! Tutaj jesteś! Mógłbym prosić o wywiad? - zapytał spoglądając kątem oka w moją stronę.
W ułamku sekundy wyjęłam dłoń z kieszeni jego dresu. Nie potrzebowałam nagłego napływu sławy po wycieku informacji o rzekomym moim romansie z Gregorem.
Dyskretnie zaczęłam się oddalać od skoczka i dziennikarza w stronę mojego pokoju. Spokojnie spacerowałam po hotelu trawiąc w myślach każde słowo wypowiedziane do mnie przez Schlierenzauera. Nie byłam podekscytowana tak jak rano. W tamtym momencie czułam spełnienie, coś na pozór błogiego poczucia bezpieczeństwa.
Wyciągnęłam swoją kartę z kieszeni i z uśmiechem na ustach na myśl o zdarzeniu z rana otworzyłam drzwi. Mój pokój składał się z przedpokoju, łazienki, sypialni i małego saloniku. Kiedy zdejmowałam buty zauważyłam cienką smugę światła przedzierającą się przez szparę między drzwiami do sypialni a podłogą.
- Co jest? - powiedziałam do siebie i ostrożnie nacisnęłam klamkę.
Moim oczom ukazali się Tom i Anette. Chłopak siedział rozłożony na fotelu z zamkniętymi oczami a Anette z telefonem w ręku stała przy parapecie przyglądając się zjawiskom za oknem.
- Wiecie, że to zalicza się pod włamanie? - zapytałam chyba zbyt głośno, bo obydwoje aż podskoczyli.
- Masz nauczkę, żeby zamykać drzwi balkonowe, gdy wychodzisz z pokoju - odparł zaspany Hilde przecierając oczy.
- Gdzie byłaś? Martwiliśmy się o ciebie - powiedziała Anette - Myślałam, że nie będzie cię góra 15 minut.
- Zaraz, zaraz. To ty wiedziałaś, że nasza kochana Mila się wymknęła? - zapytał Tom z małym wyrzutem.
- Dajcie spokój - odparłam krzyżując ręce na piersiach - Nie byłam sama, nic mi się nie stało - broniłam się, czego po kilku sekundach pożałowałam.
- W takim razie z kim? - zapytał a w jego głosie usłyszałam... zazdrość?
Popatrzyłam na Anette wzrokiem, który błagał, aby pomogła mi się wymigać od odpowiedzi. Zamiast tego usłyszałam:
- Sama się wkopałaś, nie licz na moją pomoc - powiedziała i wyszła.
Chciałam za nią pójść i walnąć ją w twarz za to, że uciekła i nie chciała mi pomóc tłumaczyć się przed Tomem, ale tak właściwie to sama naważyłam sobie tego piwa i sama musiałam je wypić.
Skoczek cały czas siedział w fotelu z wyczekującym wyrazem twarzy. Jego włosy były lekko poczochrane co nadawało mu komicznego wyglądu, nawet pomimo bardzo poważnej miny.
Usiadłam na łóżku naprzeciwko jego fotela, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam:
- Jesteś moim przyjacielem, tak?
- Tak myślałem dopóki wyszłaś bez słowa wyjaśnienia - odparł gestykulując dłońmi.
- Nie będziesz mnie oceniał? - brnęłam dalej nie zważając na jego ironiczny ton głosu.
Odetchnął głęboko.
- Nie.
Moje ręce były lodowate, tętno wyraźnie przyspieszyło. Czułam się jakbym za chwilę miała się przyznać rodzicom do tego, że stłukłam drogocenną wazę. "Weź się w garść, dziewczyno!" podpowiadał mały głosik wewnątrz mnie.
- Zadłużyłam się w Schlierenzauerze - powiedziałam drżącym głosem.
Hilde kiwnął głową na znak, że wiadomość została przyjęta.
- Nic nie powiesz?
- Miałem nie oceniać.
Wstałam gwałtownie i zaczęłam chodzić po pokoju.
- Wiem co myślisz. Małolata zakochana w gwieździe, ale to nie jest tak. Nie robię sobie jakiś wielkich nadziei, bo wiem, że on za kilka dni wyjedzie - na ostatnie zdanie posmutniałam - Chcę po prostu wreszcie przeżyć coś nowego, chcę zobaczyć jak to jest być... zakochanym.
Tom również wstał. Położył dłoń na moim ramieniu i powiedział:
- Chcę ci tylko poradzić, żebyś nie wkopała się w coś poważniejszego, bo będziesz cierpieć tak jak Anette.
Wyszedł bez słowa delikatnie i starannie zamykając drzwi do pokoju. Najbardziej zastanawiał mnie ten fragment "bo będziesz cierpieć jak Anette". Czyżby było coś pomiędzy nią a Richardem o czym mi nie wspomniała?
Pogrążona w myślach weszłam pod prysznic, następnie przebrałam się w pidżamę i ledwo przyłożyłam głowę do poduszki, zasnęłam.

***

20.07.2012

Kwalifikacje, czyli początek nerwówki. Postanowiłam nie jeździć na treningi Norwegów. Wolałam w spokoju zażyć trochę świeżego powietrza spacerując po centrum Wisły. Nie chciałam wyróżniać się z tłumu, więc zrezygnowałam z ubioru kurtki z napisem "Norge". Podczas porannego treningu spacerowałam z Anette, lecz kiedy zaczął się południowy postanowiła razem z chłopakami pojechać na skocznię.
Czas spędziłam relaksując się siedzeniem na ławce na wprost hali sportowej. Próbowałam czytać informacje na tablicach, które się tam znajdowały, aby chociaż trochę zaznajomić się z moim rodzimym językiem, lecz po kilku próbach zrezygnowałam. Czytanie po polsku było cholernie trudne.
Nadeszła chwila, aby pojechać na skocznię na odbywające się kwalifikacje. Z chłopakami i sztabem zapakowaliśmy się do busa i ruszyliśmy spod hotelu. Na miejscu czekały na nas postawione domki gdzie skoczkowie mogli się przebrać. Szczerze? Przesiedziałam tam większość konkursu. Tak wielkie tłumy i zamieszanie męczyły mnie. Wyszłam tylko kiedy skakali nasi Norwedzy i Gregor. Co do tego drugiego: chyba nawet nie zauważył, że przyjechałam. Przynajmniej tak myślałam przez większość konkursu. Nie wyobrażacie sobie mojego zaskoczenia kiedy podszedł do mnie po oddaniu skoku.
- Przyjdź za pięć minut do domku Austriaków - powiedział słyszalnie tylko dla mnie i odszedł.
Zaczynały mnie nawiedzać wizje typu: a co jeśli mnie zabije i zakopie w worku? No cóż, mało realistyczne, ale przeraziłam się nie na żarty. Miałam tam tak po prostu wejść, gdyby nigdy nic? Przecież wszystkie fanki zgromadzone dookoła się na nas gapiły i tylko czekały na jakąś sensację. Zjadłyby mnie.
Postanowiłam poradzić się stojącej obok mnie Anette.
- Gregor chce żebym poszła do jego domku, mam iść?
Uśmiechnęła się.
- Jeśli ma podobne myślenie do Richarda, to idź - odparła chichocząc.
- Ale te wszystkie fanki... będą potem plotki i w ogóle.
- Jesteś idiotką, że się nimi przejmujesz - prychnęła.
Miała rację. Przecież ja nawet nie znam tych dziewczyn! Jeśli zacznie się plotkowanie na nasz temat to tylko z zazdrości. Śmiało ruszyłam w kierunku domku uprzednio oglądając się, czy aby żaden z moich norweskich kolegów mnie nie obserwuje.
Bez wahania otworzyłam drzwi i weszłam starannie je za sobą zamykając. W środku czekał Gregor, który pakował się do torby sportowej. Na mój widok przerwał zajęcie i się uśmiechnął.
- Już się bałem, że nie przyjdziesz - powiedział podchodząc.
- Wiesz, nie mam za dużo czasu, zaraz zaczną mnie szukać i...
- Rozluźnij się - przerwał mi rozsuwając zamek mojej kurtki.
Był co najmniej o 10 centymetrów ode mnie wyższy i musiałam podnieść głowę, aby popatrzeć prosto w jego oczy skierowane na zamek, który powoli odsuwał. Po chwili moja kurtka znalazła się na podłodze a ja stałam w samej bokserce koloru czarnego.
- Trochę mi zimno - powiedziałam wciąż wpatrując się w jego twarz. Chciałam zapamiętać każdy jej element: nieco zbyt długi nos, idealne kości policzkowe, usta formujące się w uśmiech i nieziemsko brązowe oczy.
Ustami dotknął mojej szyi pozostawiając na niej ciepło. Zadrżałam.
- Dalej? - zapytał.
- Muszę się zastanowić - odparłam zalotnie.
Austriak objął mnie wokół talii jeszcze bardziej przyciągając do siebie. Nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry. Czułam jego ciepły oddech na swoim zimnym nosie. Nachylił się jeszcze bardziej i nasze usta złączyły się w pocałunku.
Moje ręce odruchowo powędrowały na jego kark przysuwając twarz bliżej i bliżej. Jego z kolei ślepo błądziły pod moją koszulką. Temperatura naszych ciał momentalnie wzrosła a tętno nie było w stanie się unormować. Jedną dłoń przemieścił z pleców na głowę oplatając sobie wokół palców moje włosy. Przerwaliśmy pocałunek po kilku minutach ekstazy. Mocno przytuliłam się do Austriaka, wciąż nie mogłam się uspokoić. Staliśmy tak dopóki drzwi gwałtownie się nie otworzyły. Do pomieszczenia wszedł Andreas Kofler.


___________________________________

Heeeej! Przepraszam Was kochane, że aż dwa tygodnie musiałyście czekać, ale cóż... liceum nie rozpieszcza. W dodatku tak jakoś dziwnie jest, ale tylko w piątki wieczorami nachodzi mnie wena xD
Co do rozdziału: podoba mi się, mam nadzieję, że Wam też :* W razie błędów - piszcie :)
Aaaa! Jeszcze jedno. Zastanawiam się nad blogiem z Danielem Andre Tande -> W poszukiwaniu szczęścia. Co myślicie? :D

I'll be the one if you want me to
Whole world is watching
Sztuka wyboru

sobota, 27 września 2014

4 - Jestem oczarowana

"Wszyscy śmiejemy się w tym samym języku"

19.07.2012

Busem pełnym Norwegów po kilkuminutowej jeździe dojechaliśmy pod skocznię Malinkę, gdzie znajdowało się już kilka drużyn. Nie było jeszcze barierek, ale organizatorzy zdążyli postawić domki. Na terenie obiektu nie było również kibiców, tylko kilku przypadkowych turystów, którzy bacznie przyglądali się nadjeżdżającym busom.
Zaparkowaliśmy obok widocznie ozdobionego busa Czechów. Ciężko byłoby nie zauważyć wielkiego napisu "Czech ski jumping" umieszczonego z boku pojazdu. Byli chyba niemałą atrakcją na autostradach.
Razem z Anette spokojnie wysiadłyśmy i razem z innymi Norwegami wielką grupą skierowaliśmy się w stronę wyciągu, aby z góry zobaczyć cały obiekt.
- Ja chyba podziękuję - powiedziałam z przerażeniem patrząc na jeżdżące coraz wyżej siedzenia - Mam lęk wysokości - od razu wytłumaczyłam na co cała kadra wybuchła śmiechem.
- Siostra skoczka narciarskiego i ma lęk wysokości, no ciekawe, ciekawe - skomentował trener Stockl śmiejąc się pod nosem.
"Szkoda, że ja nie jestem jego siostrą" dopowiedziałam w myślach. Zabolało mnie to. Robiłam wszystko, aby zapomnieć o tej trudnej dla mnie sytuacji, ale jakie ja mogłam mieć do nich pretensje? Oni nie mieli o niczym pojęcia.
Mój wyraz twarzy zmienił się błyskawicznie chociaż próbowałam utrzymać sztuczny uśmiech. Reszta kadry śmiała się w niebo głosy. Wszyscy, oprócz dwóch osób: Andersa i Toma. Przy czym mój brat próbował nie wyjść na gbura i uśmiechnął się lekko. Za to Hilde wpatrywał się we mnie z kamienną twarzą, jakiej nigdy jeszcze nie widziałam w jego wydaniu. Ruchem głowy dałam mu znać, że nic się nie stało.
- Jedziemy? Bo zaraz się posracie z tego śmiechu - zagadnął Tom.
- Ej, nie tym tonem, bo będziesz musiał wejść po tych schodach - powiedział trener wskazując na schodki przy skoczni.
Wszyscy bez słowa ustawiali się przy wyciągu a ja patrzyłam jak wznoszą się do góry. Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze i dostałam zawrotów głowy. Raz jak miałam jakieś 9 lat wjechałam wyciągiem razem z mamą i tatą, ale okropnie się bałam i nim dojechaliśmy na górę byłam cała zapłakana. Cudem zjechaliśmy na dół. Siłą zmusili mnie, abym ponownie usiadła i jechała w powietrzu. Nigdy więcej nie odważyłam się użyć wyciągu i nie miałam takiego zamiaru.
Z dłońmi w kieszeniach kurtki spacerem podążyłam do strefy zwanej FIS Family skąd miałam świetny widok na skocznię oraz sektory. Malinka była nietypowym obiektem, ponieważ dojazd był nachylony do góry i skoczkowie często miewali problemy z wyhamowaniem.
Sektorów jak na tak sławną skocznie było dosyć mało. Z tego co pamiętałam, Wielka Krokiew wydawała się znacznie większym obiektem. Zamknęłam na moment oczy i próbowałam sobie wyobrazić co tu się będzie działo podczas konkursu.
Pierwsza wizja: masa kibiców ubranych w biało-czerwone barwy dmuchający w "trąby" za każdym razem kiedy któryś z ich ulubieńców skacze. Niesamowita wrzawa kiedy jeden z zawodników jest bliski rekordu skoczni. Co by się tutaj działo gdyby konkurs wygrał Polak! Prawdopodobnie świętowanie do późnej nocy i jeszcze większy doping na drużynówce.
Odetchnęłam głęboko delektując się górskim powietrzem. Uwielbiałam je. Działało na mnie kojąco, z łatwością mogłam się uspokoić, odpocząć, oderwać od rzeczywistości.
Niestety nie dano mi się nacieszyć relaksem zbyt długo, bo po kilku minutach usłyszałam obok siebie męski głos mówiący po angielsku:
- Jeśli byłyby jakieś problemy z kartą to mieszkam pokój obok - powiedział a ja z ociąganiem otworzyłam oczy.
Obok mnie stał nie kto inny jak Gregor Schlierenzauer, który podobnie co kilka godzin temu uśmiechał się od ucha do ucha. Tym razem nie lustrował mnie wzrokiem a przyglądał się skoczni.
- Myślę, że teraz dam sobie radę, ale dziękuję - odparłam popisując się nienagannym angielskim.
Na zewnątrz udawałam niczym niewzruszoną Norweżkę, którą nie peszy towarzystwo kogoś takiego jak Gregor Schlierenzauer, ale w środku serce biło mi jak oszalałe. Miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy i zaliczę zgon na oczach Austriaka. W tym momencie dziękowałam rodzicom, że od najmłodszych lat wpajali mi zasadę "nie okazuj słabości, bo ludzie mogą to wykorzystać". Kierowałam się tą zasadą w najgorszych momentach i dzięki temu nawet po tak okropnej wiadomości jak to, że zostałam adoptowana, nie uroniłam ani jednej łzy. Byłam w jakiś sposób z siebie dumna, że ludzie nie uważali mnie za słabą, chociaż w środku cała się sypałam
Również wpatrywałam się w skocznię, lecz kątem oka zawadziłam o sylwetkę Gregora. Ubrany w sportowe ubrania, czapkę z daszkiem i słuchawkami na szyi wciąż wyglądał bardzo przystojnie i seksownie. Wyższy ode mnie o około 15 centymetrów stał z rękami w kieszeni.
- Długo będziesz się tak na mnie patrzyć czy wreszcie coś powiesz? - zapytał po chwili odwracając głowę w moją stronę.
Wreszcie mogłam ponownie zobaczyć jego czekoladowe oczy. Doskonale wiedziałam, że oznaczało to dla mnie kolejne pół godziny spędzonych na rozmyślaniu o tym co z nich wyczytałam.
Kochałam to robić. Paulo Coelho powiedział kiedyś, że w oczach tkwi siła duszy. Zgadzam się z tym. Zawsze byłam w stanie zauważyć kiedy ktoś coś ukrywał, kiedy miał mnie dosyć i kiedy mnie lekceważył. Niczego takiego nie byłam w stanie zauważyć u Gregora. Wtedy, w hotelu, jego tęczówki wyrażały zaciekawienie i zaintrygowanie. Teraz odbijały promienie słoneczne i klarownie można było z nich odczytać rozbawienie.
Schliere zdecydowanie był mistrzem w owijaniu sobie dziewczyn wokół palca. Nawet takie głupie zdanie wypowiedziane przed kilkoma minutami sprawiło, że nogi się pode mną ugięły. Zdecydowałam jednak nie dać się tak łatwo.
- Wychodzę z założenia, że to facet zagaduje pierwszy - odparłam i z wielką trudnością odwróciłam wzrok.
- W takim razie mam nadzieję, że jeszcze zdążę to zrobić kiedy indziej bo moi kochani koledzy wracają - powiedział z nieudawaną irytacją w głosie i odszedł w ich stronę rzucając mi uśmiech na odchodnym. 

***

Zeszłam razem z Anette na kolację do wielkiego pomieszczenia gdzie znajdowały się wszystkie drużyny skoczków. Większość już siedziała przy wydzielonych stolikach i zajadała lekkie i dietetyczne posiłki co oczywiście robili tylko na pokaz. Mogłabym się założyć, że w pokoju mieli całą reklamówkę tzw świństw. Wzrokiem próbowałam odszukać stolik Austriaków. Trudno było ich nie zauważyć, co chwilę wybuchali śmiechem i krzyczeli coś po niemiecku. Nie interesował mnie Kofler opowiadający kawał czy Morgenstern, który prawie płakał ze śmiechu. Szukałam szatyna, który dzisiaj rano zawrócił mi w głowie.
- Dzisiaj, po kolacji, hol - usłyszałam szept za swoimi plecami.
Schlierenzauer był mistrzem w zaskakiwaniu człowieka. Najpierw ta akcja z kartą, potem na skoczki i teraz na jadalni. Intrygował mnie coraz bardziej co powodowało, że chciałam więcej i więcej.
Odwróciłam się, ale jego już nie było. Podążał w kierunku stolika z talerzem pełnym jedzenia przyniesionego ze szwedzkiego stołu.
Zignorowałam zdezorientowane spojrzenie Anette. Widziałam, że umiera z ciekawości, ale nie chciałam jej nic opowiadać. Z pewnością znajdę jeszcze na to czas.
Kolejny raz próbowałam zachować kamienną twarz i ukryć podekscytowanie jakie łączyło się z propozycją Austriaka. Co on kombinował?
Nie mogłam się skupić na żartach opowiadanych przez Toma, bo myślami ciągle błądziłam wśród słów Gregora. Dokładnie analizowałam każde wypowiedziane przez niego słowo w moją stronę. Kilka razy złapałam się na tym, że mój wzrok wędrował w kierunku stolika Teamu Austrii.
Po około 30 minutach zauważyłam, że wszyscy z owego stolika wychodzą po skończonym posiłku. Od naszego odszedł tylko Rune, ponieważ zadzwoniła jego narzeczona. Jeśli teraz tak po prostu odejdę, zaczną się pytania, zwłaszcza ze strony Andersa.
Musiałam szybko coś wymyślić. Przecież nie powiem tak po prostu: "idę na randkę ze Schlierenzauerem, wrócę późno". Poza tym to nawet randka nie była, ale w takim razie jak to nazwać? Spotkanie zapoznawcze?
- Będę udawać, że mi niedobrze, kryj mnie - szepnęłam do Anette.
- Chodzi o Gregora? Słuchaj, nie wiem czy to dobry pomysł żebyś się... - odparła od razu, ale jej przerwałam:
- Tak, chodzi o niego. Jakby się ktoś pytał to poszłam się wcześniej położyć, bo się źle czułam.
- Jak chcesz - powiedziała z nieudawanym niezadowoleniem - Nie podoba mi się to.
Ignorując jej ostatnie zdanie odeszłam od stołu tłumacząc, że jestem zmęczona po podróży i kiepsko się czuję. Nikt nie zadawał zbędnych pytań za co byłam w głębi duszy bardzo wdzięczna.
Zamiast do pokoju skierowałam się do holu, gdzie zapewne czekał już na mnie Austriak. Nie pomyliłam się. Chłopak siedział na jednej z luksusowych sof przy wyjściu i na mój widok wstał uśmiechając się.
- Gotowa na spacer? - zapytał.
Wyjrzałam przez okno. Było dosyć jasno jak na godzinę 21 i nie zapowiadało się na deszcz. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam i dałam się przepuścić mu w drzwiach.
Nie miałam pojęcia gdzie idziemy, ale zaufałam Gregorowi i dotrzymywałam mu kroku. Szliśmy w bezpiecznej odległości od siebie. Skoczek trzymał dłonie w kieszeni i patrzył przed siebie a ja skrzyżowałam ręce na piersiach i przyglądałam się moim butom.
- Tak w ogóle to Gregor jestem - zagadnął kiedy znaleźliśmy się już poza terenem hotelu.
- Mila - uśmiechnęłam się.
- Mila, dziewczyna z Norwegii... Mam nadzieję, że dowiem się czegoś więcej - odparł.
- Pytaj o co chcesz - powiedziałam z udawanym lekceważeniem.
Gregor przymrużył oczy mocno się nad czymś zastanawiając. W ciszy oddalaliśmy się od miejsca naszego zamieszkania.
- Dlaczego udajesz taką niedostępną, ale zgodziłaś się na spacer? - rzucił w końcu.
Zaskoczył mnie po raz kolejny dzisiejszego dnia. Spodziewałam się każdego pytania: o szkołę, wiek, plany, zainteresowania, ale nigdy w życiu takiego! Co on sobie wyobrażał?
Nagle moje usta odmówiły posłuszeństwa i bez namysłu palnęłam:
- Nic o tobie nie wiem. Może gdzieś tam masz drugą połówkę a ja jestem jedną z tych dziewczyn, które podrywasz podczas każdego konkursu?
- To w takim razie lepiej wróćmy się do hotelu i zapomnimy o wszystkim skoro uważasz mnie za takiego jakiego kreują mnie media - odparł widocznie zdenerwowany przystając w miejscu.
Również stanęłam i wpatrywałam się w niego tępo. Co ty wyrabiasz, dziewczyno? Przecież on ci się podoba, idiotko!
- Przepraszam - powiedziałam - Od kilku tygodni ciężko jest mi się przed kimś otworzyć - dodałam sama się sobie dziwiąc, że zdałam się na taki gest względem osoby, którą znam zaledwie kilka godzin.
Twarz Austriaka momentalnie się zmieniła. Jego usta nie wyrażały zdegustowanego grymasu a formowały się w pokrzepiający uśmiech. Podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic przytulił mnie.
Znajdowaliśmy się na poboczu jezdni, dookoła były lasy oraz zaczęło się coraz bardziej ściemniać. Staliśmy tak kilka minut a ja najchętniej przedłużyłabym tą chwilę o wieczność. Ciepło jakie emanowało od Gregora było nie do opisania. Po raz pierwszy od miesiąca poczułam, że mam przy kimś oparcie.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że znam cię tylko kilka godzin. Mam wrażenie jakbym znał cię od kilku lat - przyznał szeptem kiedy uwolnił mnie ze swojego uścisku.
- Gregor, dlaczego się mną interesujesz? - spytałam. Chłopak lekko dotknął mojej dłoni jedną ręką a drugą założył mi kosmyk włosów za ucho.
- Myślę, że jakaś niewidzialna siła mnie do ciebie przyciąga - odparł i delikatnie pocałował w czoło.

wciąż nie mogę w to uwierzyć :(

___________________________________

Słodzę Wam i to bardzo. Tak, wiem, że to jest oklepane, że Gregor i tak dalej, ale tak mnie jakoś natchnęło :') Rozdział najdłuższy do tej pory i szczerze mówiąc mi się podoba :D Profil humanistyczny na mnie dobrze działa. Liczę, że Wam również się podoba :*
Dziękuję za każdy komentarz, jesteście niesamowite! <3

I'll be the one if you want me to
Whole world is watching
Sztuka wyboru

piątek, 19 września 2014

3 - Zakochuję się

"Nigdy nie burz, buduj, twórz, smakuj, milcz, myśl i czuj"


19.07.2012
Droga busem była dosyć znośna. Usiadłam na miejscu obok Anette, ponieważ kolejne 4 godziny w towarzystwie Hilde prawdopodobnie odbiłyby się negatywnie na mojej psychice.
Miałam okazję lepiej poznać Norweżkę. Dowiedziałam się, że jest rok ode mnie starsza i chodzi do liceum. Zauważyłam też, że bardzo dba o swoją urodę. Zaczęła mi wymieniać każdy kosmetyk jaki używa do pielęgnacji oraz czynność jaką wykonuje każdego wieczoru. W pewnym momencie, po godzinnym monologu Anette na temat skóry twarzy moja samoocena trochę podupadła. Nie robiłam nawet połowy z tych rzeczy, ponieważ nigdy nie przejmowałam się takimi rzeczami jak szorstka skóra czy rozdwojone końcówki.
- Pójdziemy kiedyś na zakupy to pomogę ci w doborze tych kosmetyków - zaproponowała w pewnej chwili co trochę podniosło mnie na duchu. Może to właśnie był powód, dla którego chłopcy nigdy się ze mną nie umawiali? Jakoś nie specjalnie wierzyłam, że komuś mogłaby przeszkadzać tak głupia rzecz jak nieobcięte paznokci, ale może jednak?
Anette wspominała także o swoich byłych chłopakach. Naliczyłam ich trzech, ale wspominała, że o niektórych nie warto nawet mówić. Wtedy temat zszedł na niemieckiego skoczka, Richarda Freitaga.
- Tutaj my jak się przytulamy - powiedziała pokazując zdjęcie na swoim iPhonie przedstawiające ją i Niemca czule się obejmujących.
- Słodkie - skomentowałam uśmiechając się z lekkim ukłuciem zazdrości.
Szczerze? Nie wierzyłam kiedy mówiła mi o nim na lotnisku. Myślałam, że jest zadurzoną w nim nieśmiałą nastolatką tak jak byłam dwa lata temu w Stjernenie. Nieźle się zdziwiłam kiedy pokazywała mi kolejne zdjęcia aż w końcu doszła do fotografii na której się całowali.
- Ojciec nic nie wie i lepiej żeby tak zostało - szepnęła mi na ucho chichocząc.
- Nie ma sprawy - odparłam i powróciłyśmy do dalszego przeglądania zdjęć.
Anette i Richard byli przesłodką parą, jeśli mogłam ich tak nazwać, ale co się działo poza zawodami? Chyba nie mogłabym kogoś obdarzyć aż tak wielkim zaufaniem. Przecież skoczek może mieć w Niemczech inną dziewczynę, którą okłamywałby w ten sam sposób... Nic jednak nie wspominałam o moich przemyśleniach Anette. Cała była w skowronkach na myśl, że wreszcie po dwóch miesiącach rozłąki spotka swoją drugą połówkę, więc gryzłam się w język przed jakąkolwiek uwagą na ten temat.
Resztę drogi przespałam jak większość załogi. Wszyscy nałykali się tabletek przeciwko wymiotom, które jednocześnie otumaniały. Wreszcie znaleźliśmy się na miejscu, czyli pod Hotelem Gołębiewski, który wywarł na mnie spore wrażenie. Budynek był ogromny i bardzo gustownie urządzony jednocześnie na zewnątrz jak i w środku. Zostaliśmy porozdzielani do swoich pokoi, mi trafiła się tzw. "jedynka", czyli miałam pokój sama.
- Myślałam, że będziemy razem - przyznała ze smutkiem Anette.
- Masz więcej prywatności na to żeby ekhem z Richim - powiedziałam półgłosem na co razem z Norweżką wybuchłyśmy śmiechem.
- Ej, laski, nie ładnie to tak śmiać się bez powodu w obecności Hilde - zagadał Tom podchodząc do nas.
- One tak mają, nie ogarniesz - skomentował Anders tachając za sobą walizkę. Wyglądał przekomicznie z walizką ze sprzętem która była większa od niego. Powstrzymałam się od złośliwej uwagi, ponieważ wiedziałam, że wzrost to jeden z najpoważniejszych kompleksów mojego brata.
Dostałam kartę do swojego pokoju numer 117 i wyruszyłam na poszukiwania. Anette miała pokój w całkiem innej części hotelu, bo jego numerem była liczba 54.
Po długich a ciężkich wreszcie zalazłam swoje przyszłe miejsce zamieszkania na najbliższy tydzień i zorientowałam się, że w pobliżu nie mieszka żaden członek kadry Norwegów. Przez kilka minut próbowałam ogarnąć kartę do pokoju. Niestety na nic były moje starania, czytnik za nic nie chciał jej przyjąć. W pewnej chwili przeszła mi przez głowę myśl, że recepcjonistka dała mi złą kartę i już właściwie chciałam się wrócić do holu, kiedy usłyszałam żwawe rozmowy i śmiechy. Wsłuchiwałam się w głosy mężczyzn, aby rozpoznać język. Niemiecki. Byli coraz bliżej, ale wciąż nie byłam w stanie dostrzec ich w korytarzu poprzez liczne zakręty. Powróciłam do prób przezwyciężenia wrednej technologii, aby uniknąć kompromitacji przy skoczkach. Po chwili poczułam na swojej ręce czyjś dotyk. Długie, kościste palce złapały moją rękę i zręcznym ruchem przyłożył kartę w odpowiedni sposób do czytnika. Kiedy urządzenie wydało charakterystyczny odgłos oznaczający zatwierdzenie karty oszołomiona zdecydowałam się popatrzyć w twarz mojego "wybawcy". Na widok szeroko uśmiechającego się Gregora Schlierenzauera stojącego obok mnie mało nie upadłam z wrażenia. Jego oczy lustrowały mnie z góry do dołu a uśmiech nie schodził z ust. Lekko go odwzajemniłam ukazując swoje dołeczki w policzkach. Głosy reszty skoczków już były całkiem blisko. Z trwającego kilka sekund transu wywołał nas Andreas Kofler mówiący coś z stronę Gregora.
- Nie ma za co - rzucił po angielsku w moją stronę i odszedł razem z innymi Austriakami. Pod wpływem emocji jeszcze przez jakieś kilka dobrych minut oglądałam ich plecy. Na co liczyłam? Może na odwrócenie głowy Gregora w moją stronę i na ponowne zobaczenie jego cudownego uśmiechu? Na to, że wróci i będziemy w stanie więcej pogadać? Nie wiem. Nic takiego nie miało miejsca i z dziwnym uczuciem weszłam do pokoju, gdzie od razu rzuciłam się na łóżko.
To co działo się teraz w mojej głowie było nie do opisania. Czułam coś na podobieństwo tego, gdy zakochiwałam się w Andreasie, ale wtedy miałam tylko 14 lat a teraz już 16. Na skórze wciąż miałam gęsią skórkę, na wspomnienie jego uśmiechu i czekoladowych oczu. Nie mogłam unormować pulsu z nadmiaru emocji. Wstałam i wyszłam na balkon. Wzięłam kilka głębokich wdechów i powoli zaczęłam się uspokajać. Pozwoliłam letniemu górskiemu wietrzykowi na owiewanie mojej zmęczonej i wciąż oszołomionej twarzy. "Co teraz?" pomyślałam. Nie wparuję im do pokoju i nie oznajmię "Cześć, jestem Mila, tak, ta dziewczyna co kilka minut temu nie potrafiła otworzyć pokoju na kartę. Bardzo mi miło". Zdałam sobie sprawę, że jestem totalną kretynką poddając się urokowi Schlierenzauera. Przecież jeszcze godzinę temu uważałam, że takie coś nie ma sensu a teraz na każdą myśl o brunecie dostawałam przyjemnych dreszczy a uśmiech sam malował mi się na twarzy. Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwierających się drzwi do mojego pokoju.
- Ubieraj lansiarską kurtkę Norge i zbieraj się na obchód skoczni - oznajmił Hilde wparowując do sypialni skąd było wyjście na balkon. Był już odświeżony i przebrany. Jak każdy skoczek, ubrany był w ciuchy od sponsorów, musiał nawet zrezygnować z bandany na rzecz czapki z daszkiem. Norweg kontynuował - Potem mamy mieć obiad, więc szykuj się na noc pełną wzdęć i wydęć. Polska kuchnia jest przepyszna, ale ma skutki uboczne - wytłumaczył masując się po brzuchu. Tom w takiej pozycji wpatrywał się przez kilka sekund w niewidoczny punkt. Pomyślałam, że ma niezbyt miłe wspomnienia jeśli chodzi o polskie jedzenie. Po chwili dodał - Nie ważne, rusz swoją szanowną i schodzimy na dół.
Byłam wręcz padnięta po podróży. Nie zdążyłam się nawet odświeżyć a co dopiero rozpakować! Ostatnie pół godziny spędziłam na rozmyślaniu o Gregorze i uspakajaniu się. Właśnie! Przecież Gregor też tam będzie! Nagle całkiem zmieniło się moje nastawienie co do tego wyjazdu. Chciałam się jednak trochę podroczyć z Tomem.
- No nie wiem - powiedziałam udając zniechęcenie - Anette jedzie?
- Dziewczyno, masz mnie, Anette ci nie potrzebna. - odparł potrząsając mną lekko - Robiłem się trochę zazdrosny jak mnie zostawiłaś w busie - dodał z miną wyrażającą "foch forever".
- Idiota - rzuciłam w jego stronę, złapałam za błękitną kurtkę i skierowałam się w stronę drzwi. Po jakichś dwóch minutach razem z Tomem czekaliśmy na resztę załogi w holu a ja z nadzieją wypatrywałam zbierających się Austriaków.


_______________________________

Heeeej! Na wstępie: tak, zmieniłam szablon xD Tamten mi się po prostu znudził i tym razem postawiłam na prosty układ, mam nadzieję, że się podoba :)
Po drugie: baaaardzo przepraszam za długość, wiem, że nie jest zadowalająca, ale nie chciałam więcej zdradzać. Następny rozdział pewnie już w październiku lub pod koniec września a w nim duuuuużo Gregora :D
Pozdrawiam i dziękuję za każdy komentarz :*

Whole world is watching
Sztuka wyboru

niedziela, 7 września 2014

2 - Dobrze się bawię

"Coś nie pozwala mi ciągle być ślepym na wolność ptaków"

18.07.2012

Była godzina 10:00 kiedy razem z Andersem dojechaliśmy na lotnisko. Samolot startował o 11:00, więc mieliśmy jakieś 40 minut do odprawy. Miałam ze sobą średnią walizkę na kółkach oraz bagaż podręczny. Mój brat zabrał dużą torbę sportową gdzie spakował wszystkie ubrania. Sama się dziwiłam jak on tam wszystko pomieścił, więc spytałam:
- Jedzenie będzie na miejscu, a moja kosmetyczka ogranicza się do pasty do zębów i żelu do włosów - wyjaśnił kiedy przemierzaliśmy parking.
- Zazdroszczę ci, na prawdę - przyznałam ciągnąc za sobą ciężką walizkę.
W holu postanowiliśmy usiąść, aby poczekać na chłopaków i trenerów. W między czasie kupiłam sobie mocną kawę a Anders batonika.
- Fannemel! Przestań obalać mity o dietach skoczków publicznie, niech myślą, że się głodzimy! - zawołał znajomy głos po naszej prawej stronie.
Odruchowo w ułamku sekundy popatrzyliśmy w tamtą stronę a naszym oczom ukazała się wysoka postać o długich rudych włosach ciągnąca walizkę z motywem Supermena.
- Tom!!! - krzyknęłam zrywając się i rzuciłam mu się na szyję.
Tom, jak to Tom. Ubrał się w dresy o rażącym w oczy czerwonym kolorze. Do tego biały t-shirt i obowiązkowa bandana na głowie. Uśmiechnięty od ucha do ucha pocałował mnie w policzek i powiedział:
- Żeby tak każda reagowała na mój widok, to bym poligamistą został.
Śmialiśmy się w niebo głosy z Andersem. Cudownie było znów zobaczyć Toma w pełni swoich sił do żartów.
- Widziałeś gdzieś resztę chłopaków? - zapytał mój brat.
- Andreas siedzi w kiblu od pół godziny, bo wczoraj był na kolacji u rodziców swojej dziewczyny, która jest z pochodzenia Japonką - zatrzymał się wykrzywiając usta - Chyba nie muszę dokończać mojej historii - podrapał się po potylicy z ciągłym niesmakiem na twarzy - Eeeee... Rune gada z narzeczoną przez telefon, Bardal pewnie siedzi jeszcze w pieluchach a Bjoern rozdaje tam autografy - wskazał na kawiarnię.
Tom usiadł obok nas i przez jakieś piętnaście minut raczył mnie swoją fascynującą opowieścią o tym jak ostatnio próbował zagadywać do Czeszki spotkanej w barze.
- Nie mogłem nadążyć za tym co mówi, więc skupiłem się na jej... Jakby to nazwać, żebyś się nie obraziła? - zaczął intensywnie myśleć a ja od razu wiedziałam o co mu chodzi - Walorach naturalnych. Nie pamiętam nawet jak miała na imię - przyznał i zaczął się śmiać.
- Idiota - usłyszałam mruknięcie Andersa.
- Słyszałem, młody - odgryzł się Tom robiąc teatralny gest karcenia palcem po czym zwrócił się do mnie - A co tam u ciebie? Jak wakacje? Jesteś w końcu już hot 16!
Miałam mu powiedzieć, że nie wspominam ostatniego miesiąca za dobrze. Chciałam, aby wiedział, że jestem adoptowana, po prostu musiałam powiedzieć to komuś, kto nie jest z mojej rodziny. Zbierałam się, aby zacząć, lecz uprzedził mnie Andreas.
Andreas Stjernen. Grecki bóg w ludzkiej osobie. Nie znam Norweżki, która by się za nim nie oglądała, sama również zaliczam się do tego grona. Pamiętam czasy, kiedy byłam w nim zadłużona i powiedziałam mu to wprost. To było w styczniu 2010 roku podczas zawodów w Oslo. Weszłam do domku Norwegów, ponieważ wiedziałam, że Andreas siedział tam sam i się przebierał. Napotkałam go w samych bokserkach i lekko się zarumieniłam. Miałam 14 lat, wydawało mi się, że małe, głupie rzeczy typu uśmiech znaczy zakochanie! Bez oporu powiedziałam mu, że chciałabym aby ze mną był. Jak myślicie, co odpowiedział? "Mam 24 lata a twój brat by mnie chyba zabił". Chciał być miły, nie powiedział mi wprost, że nie jest zainteresowany. Wtedy się załamałam i przez tydzień nie wychodziłam z domu, lecz z perspektywy czasu zrozumiałam, że powinnam być mu wdzięczna, bo mógł załatwić to w bardziej brutalny dla mnie sposób.
Na twarzy był nieco zmizerowany przez grypę żołądkową, ale poza tym wyglądał idealnie. Zwężane ciemne spodnie połączył z fioletowym t-shirtem. Włosy postawione do góry i niezmienny od lat uśmiech podrywacza.
- Fajnie się srało? - zapytał na powitanie Tom co spotkało się z moim karcącym wzrokiem.
- Spoko, Mila. Przyzwyczaisz się - zapewnił mnie Andreas.
- Czuję się obrażony - odparł Hilde krzyżując ręce na piersiach.
- Obrażony to się ja poczuję, jeśli któryś z waszych tłustych tyłków nie wyląduje ponad punkt K - powiedział zjawiający się nie wiadomo skąd trener Stockl.
- Papcio przyszedł! - zawołał Tom.
- Trenerze, to moja siostra, Mila, o której wspominałem - przedstawił mnie Anders.
- Miło mi - podał mi rękę co odwzajemniłam - Zaraz powinna się tu pojawić moja córka, z pewnością  się polubicie - dodał szeroko się uśmiechając.
Trener Stockl wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Wcześniej nie miałam okazji go poznać, ponieważ na zawodach zwykle nie schodził do domku Norwegów. Był dokładnie taki sam jak w telewizji: miły, sympatyczny, ciągle uśmiechnięty, ale przy tym surowy dla swoich zawodników.
Nie minęło 5 minut a pojawiła się przy nas wysoka blondynka o przepięknych niebieskich oczach, które można było dostrzec z odległości kilkunastu metrów. Miała około 18 lat. Spodziewałam się drogo ubranej dziewczyny z dziesięcioma walizkami. Tymczasem moim oczom ukazała się skromna, uśmiechnięta, ubrana w dresy córka trenera.
- Cześć, jestem Anette - pomachała nam ręką a my po kolei mówiliśmy swoje imiona.
Dziewczyna usiadła pomiędzy mną a Tomem i od razu przeszłyśmy do konwersacji.
- Jesteś siostrą Andersa, tak? - zapytała z nieudawanym przejęciem.
- Tak - odparłam siląc się na uśmiech chociaż przez moją głowę przeszywała myśl "jestem adoptowana".
- Którego ze skoczków masz na oku? - zapytała ściszając głos.
Uniosłam brwi na znak zdziwienia. Nawet o tym nie myślałam. No dobra, przyznam się, że mogłabym patrzeć na Stjernena godzinami i nie miałabym sobie tego za złe, ale żeby podrywać któregoś z zagranicznych? Jak w ogóle mogłabym się z nim porozumieć? Gdyby Anders zobaczył, że tylko uśmiecham się do któregoś z nich, nałożyłby dożywotni zakaz wychodzenia z hotelu.
Anette najwyraźniej zauważyła moje zmieszanie i od razu powiedziała:
- Uprzedzam, że Freitag jest zajęty - uśmiechnęła się porozumiewawczo.
"Ona już kogoś wyrwała" przeszło mi przez myśl. Nie miałam problemów w kontaktach ze skoczkami, ale żeby próbować któregoś z nich oczarować? To już wyższa szkoła jazdy.
Zaczęłam się zastanawiać, który z zawodników byłby zbliżony do mojego ideału. Przez moją głowę przeszły takie nazwiska jak Kot, Hayboeck, młodziutki Geiger i bohater dzieciństwa czyli Simon Ammann. Przy żadnym nie zatrzymałam się chociażby na chwilę. Widziałam ich wszystkich na żywo, ale jakoś nigdy nie myślałam, aby do nich zagadać czy choćby się uśmiechnąć, tym bardziej do żonatego Ammanna!
- Mi chyba podoba się Maciek Kot - odparłam ledwo dosłyszalnym głosem, aby nie wyjść na idiotkę i podtrzymać rozmowę.
- Widziałam go ostatnio z jakąś tapeciarą, więc masz spore szanse - powiedziała zachowując powagę Anette.
Uśmiechnęłam się lekko chociaż w głowie wcale nie siedziały mi zaloty do polskiego skoczka. Chciałam po prostu dobrze się bawić w towarzystwie Norwegów i zapomnieć o istotnym fakcie, który męczył mnie od dwóch tygodni, że jestem adoptowana.
Dokładnie o godzinie 10:40 zjawili się Bardal, Bjoern oraz Rune. Udaliśmy się wszyscy na odprawę a po drodze Anette wręczyła mi kurtkę z napisem "Norge", którą nosił każdy członek kadry.
- Mały wzrost popularności nikomu nigdy nie zaszkodził - powiedziała a ja przytaknęłam i założyłam błękitną kurtkę.
Odprawa odbyła się bez komplikacji i 10 minut przed startem znajdowaliśmy się na pokładzie samolotu. Cierpliwie szukałam swojego miejsca z nadzieją, że nie będzie ono pomiędzy starszą osobą i mamą z rocznym dzieckiem, które pewnie nieźle dałoby mi w kość swoim płaczem.
Odetchnęłam z ulgą kiedy zauważyłam, że siedzę pomiędzy Andersem a Tomem.
- Siedzisz w środku - powiedział od razu starszy z nich - Mój seksowny tyłeczek nie znosi ścisku.
- Bądź taki pewny siebie na skoczni, to postawię ci wielki tort w kształcie twojego tyłka - usłyszałam za sobą głos trenera.
- Się robi, el trenero - zawołał przepuszczając mnie, abym weszła pomiędzy niego a mojego brata.
Wystartowaliśmy. Anders założył na uszy wielkie słuchawki i pogrążył się w śnie a ja wysłuchiwałam niekończących się historii Toma z pobytu na Hawajach.
Po półtorej godziny nawijania Hilde przypomniał sobie, że siedzę obok niego i w ogóle się nie odzywam. Szczerze mówiąc połowy z tego co mówił nie zapamiętałam, próbowałam jedynie udawać, że słucham. Norweg chyba to zauważył.
- Cały dzień jesteś jakaś nieobecna, stało się coś? - zapytał.
Rozglądnęłam się dookoła czy żaden ze skoczków nie podsłuchuje. Większość spała lub rozmawiała z osobą siedzącą obok. Postanowiłam powiadomić Toma o moim pochodzeniu.
Serce biło mi jak oszalałe. Czułam jak policzki nabierają czerwonego koloru. Miałam natłok myśli, nie wiedziałam od czego zacząć.
Tom wyczuł moją niepewność, w jego oczach widziałam strach. Pierwszy raz miałam okazję obserwować tak poważnego Hilde.
- Jestem adoptowana - powiedziałam szeptem.
Wyraz twarzy Norwega się nie zmienił. Czekał aż dodam coś w stylu "i jestem chora na raka". Wiadomość o moim pochodzeniu nie zrobiła na nim wrażenia.
- Tom, ja nie jestem siostrą Andersa - mówiłam wciąż szeptem.
- I... to tyle?
Właśnie wyjawiłam mu wiadomość, przez którą nie mogłam spać przez ostatnie dwa tygodnie a ten mi się pyta "to tyle?". Czułam jak temperatura mojego ciała nagle wzrasta pod wpływem emocji.
Kiwnęłam lekko głową czekając na jego reakcję. Skoczek odetchnął z ulgą.
- Myślałem, że jesteś na coś chora, albo ktoś z rodziny ci umarł - powiedział nazbyt głośno za co skarciłam go wzrokiem.
- Najgorsze jest to, że ja nie jestem nawet Norweżką - przyznałam.
- Mila, słuchaj, zawsze mogło stać ci się coś znacznie gorszego. Teraz masz żal do rodziców, ale zastanawiałaś się dlaczego? Wolałabyś żeby ukrywali to przed tobą? Żebyś się sama o tym dowiedziała? Wtedy znienawidziłabyś ich jeszcze bardziej.
Zastanowiłam się nad tym. Miał rację. Miał cholerną rację. Rodzice zrobili to dla mojego dobra a ja zachowywałam się jak dziecko, któremu odebrali zabawkę. Zaczynałam mieć do siebie o to pretensje.
Na znak podziękowała przytuliłam się do Toma, głowę oparłam o jego ramię.
- Wujcio Hilde ma zawsze rację - wypalił a ja uśmiechnęłam się.
Została jeszcze jakaś godzina do lądowania w Balicach. Postanowiłam, że zdrzemnę się na chwilę, ale powiedzmy sobie szczerze: było to niemożliwe w obecności Toma.
Zamknęłam oczy i poczułam jak napływają do nich łzy ulgi. Już prawie zasnęłam kiedy spadło na moją twarz coś plastikowego i miękkiego. Za plecami usłyszałam śmiechy sztabu szkoleniowego a po mojej prawej stronie głos Andersa i tekst "Hilde, ty debilu". Otworzyłam powieki, aby zobaczyć co się stało.
Spadły na nas napompowane, plastikowe kamizelki bezpieczeństwa. Właściwie to nie same spadły, bo wyczuwałam w tym robotę Toma.
Popatrzyłam na jego twarz, która robiła się wręcz purpurowa. Patrzył zdezorientowany to na kamizelki, to na drzwi do pokoju stewardes.
- Myślałem, że jak poprzyciskam kilka tych pieprzonych guzików to włączy mi się telewizor! - zawołał z miną niewiniątka.
- Można prosić jedną z pań stewardes do tego dziecka? - zapytał trener Stockl, któremu nie schodził uśmiech z ust.
Po chwili zjawiła się pani ubrana w bardzo krótką spódniczkę, która odkrywała jej długie, zgrabne nogi. Kiedy próbowała naprawić szkodę kątem oka zauważyłam jak mój kolega gapi się na biust pani z załogi samolotu. Gdy odeszła sympatycznie się uśmiechając rzekłam do Toma:
- Mogłeś poprosić o coś do jedzenia, żeby przyszła a nie wiochę nam robisz.
- Nie wiem o czym mówisz - odparł z lekkim uśmieszkiem.
Resztę lotu przetrwałam w miarę spokojnie pomijając ciągłe narzekanie Toma na niewygodne siedzenia. "Moje klejnoty cierpią" - powtarzał a ja próbowałam go ignorować.
Około godziny 14 wyszliśmy z samolotu na lotnisko, gdzie czekał na nas bus, którym mieliśmy pojechać do Wisły. Szykowały kolejne 4 godziny pełne wrażeń z udziałem Toma.


_________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Cześć! Mam nadzieję, że tym rozdziałem Was nie zawiodłam. Mi się całkiem podoba, chociaż troszkę mało opisów mi wyszło, ale nie chcę przedobrzać :p Jeszcze nie ma Gregora, ale na 90%, że w następnym rozdziale się pojawi tak jak i reszta zagranicznych skoczków :)
Liczę, że rozdział się podoba. Dziękuję za wszystkie komentarze, jesteście cudowne! Plus, na każdym z moich blogów zamieściłam ankietę, zachęcam do wzięcia udziału w niej.

I'll be the one if you want me to

Whole world is watching