czwartek, 11 grudnia 2014

9 - Poznaję

"We're the ones that will love it loud, we go wild, we are everywhere"

6.12.2013

Długo biłam się z myślami. Moja decyzja wymagała wielogodzinnych rozmów z terapeutką. Nie spałam po nocach, bo najzwyczajniej w świecie nie wiedziałam co zrobić. Byłam w stanie przesiedzieć długi czas na parapecie wpatrując się w krajobraz za oknem i rozmyślać nad tym co może stać się jeżeli odmówię lub się zgodzę. Pomoc w podjęciu decyzji nadeszła w pewien listopadowy wieczór.
Siedziałam na sofie w salonie i oglądałam jakiś serial w telewizji. Od kiedy wróciłam do szkoły była to moja ulubiona i jedyna rozrywka. Przejmowanie się losami bohaterów w pewien sposób pomagało mi oderwać się od rzeczywistości i choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Ból jaki zadał mi Gregor nie był już tak dotkliwy jak rok temu. Moje życie przewróciło się do góry nogami pół roku wcześniej, kiedy dowiedziałam się, że... moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym.
Ktoś mógłby powiedzieć: przecież to nie byli twoi biologiczni rodzice, nie powinnaś się przejmować. Jednak jak można się nie przejmować śmiercią osób, które dały mi tyle ciepła, z którymi spędziłam wspaniałe dzieciństwo, i które pomagały mi spełniać marzenia.
Fakt, że odkąd się wyprowadziłam do Andersa widziałam ich zaledwie raz na dwa tygodnie, ale myślę, że nie chcieli mi się narzucać.
W dniu ich pogrzebu to zrozumiałam. Odsunęłam się od nich tak gwałtownie po tym jak poznałam prawdę o adopcji... Oni nie chcieli robić niczego pochopnie, aby mnie nie zranić! Tymczasem ja zachowałam się najbardziej egoistycznie na świecie. Zrzucałam winę na nich. Wmawiałam sobie, że pewnie nie chcą mieć ze mną nic wspólnego co jeszcze bardziej pogrążało mnie w depresji. Żałowałam tego, że nie spędziłam z nimi więcej czasu.
Anders przeżył to o wiele gorzej. Sam musiał zapisać się na terapię, gdyż wraz ze śmiercią rodziców stracił całą pewność siebie. Było to niedopuszczalne, aby skoczek narciarski nie był pewny tego co robi, więc trener Stoeckl dał mu kilka miesięcy wolnego, wciągu których doszedł do siebie.
Wracając do listopadowego wieczoru. Siedziałam i oglądałam serial na AXN, to chyba była Orphan Black kiedy wraz z trzaskiem drzwi wejściowych usłyszałam śmiechy i podniesione męskie głosy. Po chwili rozpoznałam wśród nich mojego brata, Toma oraz Andreasa Stjernena. Jednego niskiego głosu nie byłam w stanie skojarzyć.
Momentalnie odrzuciłam koc, którym byłam przykryta, przeczesałam włosy ręką i poprawiłam t-shirt. Siedziałam i udawałam, że nie obchodzą mnie goście podczas gdy byłam piekielnie ciekawa kim jest posiadacz owego niskiego głosu, który muszę przyznać był bardzo seksowny.
- Mila! - usłyszałam wołania mojego brata z kuchni - Napijesz się?
- Idę! - krzyknęłam i podniosłam się z kanapy. Po chwili stałam u progu drzwi do kuchni. Przy wysepce stali skoczkowie. Tom z Andersem siłowali się z otwieraniem butelek piwa a Andreas rozmawiał z młodym chłopakiem, do którego należał głos i który tak bardzo pobudził moje zmysły.
Na mój widok przerwali swoje czynności i wlepili wzrok w moją sylwetkę. Czułam się trochę niezręcznie, gdyż wiedziałam, że nie zachwycam wyglądem. Sprany szary t-shirt Nike, czarne legginsy i włosy związane w kitkę to nie to czego pragnie prawdziwy samiec alfa.
Trochę speszona weszłam do środka i powitałam się ze wszystkimi krótkim "cześć". Wzięłam butelkę piwa i usiadłam na jednym z barowych krzeseł. Młody chłopak o ciemniejszej karnacji wciąż mi się przyglądał podczas gdy reszta wróciła do swoich zajęć. Po chwili dał się znać opóźniony zapłon Andreasa.
- Mila, to jest Phil, nowy w kadrze - wskazał na Norwega - Phil, to jest Mila, siostra Andersa.
Uśmiechnęłam się delikatnie po czym wzięłam łyk gorzkiego napoju z butelki.
Potem chwilę posiedziałam, pogadałam z Tomem i wyszłam do swojego pokoju. Swoją drogą nasz podrywacz Hilde chyba się zakochał. Wspominał coś o młodej skoczkini, Sarze, ale kiedy się dopytywałam nie chciał nic więcej zdradzić. Cuda się jednak zdarzają.
Postanowiłam dokończyć książkę, którą zaczęłam czytać jakiś czas temu i byłam już prawie przy końcu - Zostań jeśli kochasz. Kolejny sposób na odmóżdżenie się.
Nie mam pojęcia ile czasu tam spędziłam. Siedziałam wygodnie na fotelu, przed twarzą miałam zimowy krajobraz Oslo. Była dosyć późna godzina, na dworze panował mrok. Po chwili ktoś stanął za mną i wziął mi książkę. Odwróciłam się gwałtownie i dosłownie kilka milimetrów naprzeciwko mnie znajdowała się twarz Phila.
- Może zapukałbyś wcześniej? - zapytałam odsuwając się na bezpieczną odległość.
On tymczasem zaczął oglądać moją książkę.
- Wierzysz w prawdziwą miłość? - zapytał.
Zaskoczył mnie. To pytanie spowodowało u mnie lekkie ukłucie w okolicach żołądka. Wymijająco odpowiedziałam:
- Powiedzmy, że tak - przewróciłam teatralnie oczami - Przyszedłeś tu, żeby porozmawiać o książce?
Odłożył książkę na półkę i usiadł na łóżku obok mojego fotela. Przyglądał mi się przez chwilę i zapytał:
- Dlaczego nie chcesz iść jutro na zawody?
Na ostatnie słowo zrobiło mi się słabo. Zamknęłam oczy. Musiałam wziąć kilka głębokich oddechów, aby nie odlecieć. W końcu odparłam:
- Nie twoja sprawa - zaakcentowałam każde słowo.
- Nie mów mi, że też zranił cię jakiś Szkop tak jak Anette wystawił ten Freitag - odpowiedział z ironicznym uśmieszkiem.
Otworzyłam usta z wrażenia. Po pierwsze, nie widziałam się z Anette od ponad roku i nie miałam pojęcia co się z nią dzieje. Po drugie, byłam zaskoczona tym, że Phil mnie wyczuł. Czy to było aż tak widoczne?
- Nie byłam na skoczni od 1,5 roku i nie zamierzam tego zmieniać - stanowczo odparłam sięgając ku książce na półce, gdyż chciałam powrócić do lektury.
Norweg mnie uprzedził i zgarnął mi książkę sprzed nosa.
- Nie chcesz wspierać brata? - zapytał.
- Mogę go wspierać przed telewizorem - odpowiedziałam próbując wyrwać mu "Zostań, jeśli kochasz" jednak nieskutecznie gdyż zrobił unik, potem kolejny i jeszcze jeden. Tego już było za wiele!
- Wchodzisz tutaj jak gdyby nigdy nic, gościsz się, jesteś wścibski, kto cię do cholery uczył kultury?! - wywrzeszczałam.
- Mogę iść tam z tobą, jeśli chcesz - odpowiedział niewzruszony - Będzie żałował, że cię stracił.
W ułamku sekundy zaprzestałam swoich prób wygonienia mojego gościa i stanęłam naprzeciwko niego jak wryta. Patrzyłam prosto w jego czekoladowe oczy, w których dostrzegłam szczerość. Cholera jasna! Te brązowe tęczówki były jednocześnie bardzo podobne do oczu Gregora i zupełnie inne. W toni koloru Norwega szalały iskierki młodości i chęci do życia a u Schlierenzauera niczego takiego nie widziałam... Ten chłopak od tamtego momentu zaczął mnie intrygować, miałam ochotę poznać jego osobowość. Bez namysłu odpowiedziałam:
- Mogłabym pojechać jako członek kadry?
Phil uśmiechnął się delikatnie i gestem otwartych rąk zachęcił mnie, abym się do niego przytuliła. Ostrożnie zrobiłam krok ku niemu by po chwili utonąć w jego ramionach. Poczułam się lepiej dzięki emanującemu od niego ciepłu. 


______________________________

Kochane! Zawiodłam i to bardzo, wiem o tym... Chcę Was przeprosić za tak długą przerwę i za króciutki rozdział. Wena jest, czasu nie ma. Za tydzień zaczyna się przerwa świąteczna, wtedy nadrobię wszystko u Was i napiszę sobie więcej rozdziałów :)
Jest Phil :D Skoczyłam o rok do przodu. Czekam na Wasze opinie :*
Jutro postaram się dodać nowy na: