"Wszyscy śmiejemy się w tym samym języku"
19.07.2012
Busem pełnym Norwegów po kilkuminutowej jeździe dojechaliśmy pod skocznię Malinkę, gdzie znajdowało się już kilka drużyn. Nie było jeszcze barierek, ale organizatorzy zdążyli postawić domki. Na terenie obiektu nie było również kibiców, tylko kilku przypadkowych turystów, którzy bacznie przyglądali się nadjeżdżającym busom.
Zaparkowaliśmy obok widocznie ozdobionego busa Czechów. Ciężko byłoby nie zauważyć wielkiego napisu "Czech ski jumping" umieszczonego z boku pojazdu. Byli chyba niemałą atrakcją na autostradach.
Razem z Anette spokojnie wysiadłyśmy i razem z innymi Norwegami wielką grupą skierowaliśmy się w stronę wyciągu, aby z góry zobaczyć cały obiekt.
- Ja chyba podziękuję - powiedziałam z przerażeniem patrząc na jeżdżące coraz wyżej siedzenia - Mam lęk wysokości - od razu wytłumaczyłam na co cała kadra wybuchła śmiechem.
- Siostra skoczka narciarskiego i ma lęk wysokości, no ciekawe, ciekawe - skomentował trener Stockl śmiejąc się pod nosem.
"Szkoda, że ja nie jestem jego siostrą" dopowiedziałam w myślach. Zabolało mnie to. Robiłam wszystko, aby zapomnieć o tej trudnej dla mnie sytuacji, ale jakie ja mogłam mieć do nich pretensje? Oni nie mieli o niczym pojęcia.
Mój wyraz twarzy zmienił się błyskawicznie chociaż próbowałam utrzymać sztuczny uśmiech. Reszta kadry śmiała się w niebo głosy. Wszyscy, oprócz dwóch osób: Andersa i Toma. Przy czym mój brat próbował nie wyjść na gbura i uśmiechnął się lekko. Za to Hilde wpatrywał się we mnie z kamienną twarzą, jakiej nigdy jeszcze nie widziałam w jego wydaniu. Ruchem głowy dałam mu znać, że nic się nie stało.
- Jedziemy? Bo zaraz się posracie z tego śmiechu - zagadnął Tom.
- Ej, nie tym tonem, bo będziesz musiał wejść po tych schodach - powiedział trener wskazując na schodki przy skoczni.
Wszyscy bez słowa ustawiali się przy wyciągu a ja patrzyłam jak wznoszą się do góry. Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze i dostałam zawrotów głowy. Raz jak miałam jakieś 9 lat wjechałam wyciągiem razem z mamą i tatą, ale okropnie się bałam i nim dojechaliśmy na górę byłam cała zapłakana. Cudem zjechaliśmy na dół. Siłą zmusili mnie, abym ponownie usiadła i jechała w powietrzu. Nigdy więcej nie odważyłam się użyć wyciągu i nie miałam takiego zamiaru.
Z dłońmi w kieszeniach kurtki spacerem podążyłam do strefy zwanej FIS Family skąd miałam świetny widok na skocznię oraz sektory. Malinka była nietypowym obiektem, ponieważ dojazd był nachylony do góry i skoczkowie często miewali problemy z wyhamowaniem.
Sektorów jak na tak sławną skocznie było dosyć mało. Z tego co pamiętałam, Wielka Krokiew wydawała się znacznie większym obiektem. Zamknęłam na moment oczy i próbowałam sobie wyobrazić co tu się będzie działo podczas konkursu.
Pierwsza wizja: masa kibiców ubranych w biało-czerwone barwy dmuchający w "trąby" za każdym razem kiedy któryś z ich ulubieńców skacze. Niesamowita wrzawa kiedy jeden z zawodników jest bliski rekordu skoczni. Co by się tutaj działo gdyby konkurs wygrał Polak! Prawdopodobnie świętowanie do późnej nocy i jeszcze większy doping na drużynówce.
Odetchnęłam głęboko delektując się górskim powietrzem. Uwielbiałam je. Działało na mnie kojąco, z łatwością mogłam się uspokoić, odpocząć, oderwać od rzeczywistości.
Niestety nie dano mi się nacieszyć relaksem zbyt długo, bo po kilku minutach usłyszałam obok siebie męski głos mówiący po angielsku:
- Jeśli byłyby jakieś problemy z kartą to mieszkam pokój obok - powiedział a ja z ociąganiem otworzyłam oczy.
Obok mnie stał nie kto inny jak Gregor Schlierenzauer, który podobnie co kilka godzin temu uśmiechał się od ucha do ucha. Tym razem nie lustrował mnie wzrokiem a przyglądał się skoczni.
- Myślę, że teraz dam sobie radę, ale dziękuję - odparłam popisując się nienagannym angielskim.
Na zewnątrz udawałam niczym niewzruszoną Norweżkę, którą nie peszy towarzystwo kogoś takiego jak Gregor Schlierenzauer, ale w środku serce biło mi jak oszalałe. Miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy i zaliczę zgon na oczach Austriaka. W tym momencie dziękowałam rodzicom, że od najmłodszych lat wpajali mi zasadę "nie okazuj słabości, bo ludzie mogą to wykorzystać". Kierowałam się tą zasadą w najgorszych momentach i dzięki temu nawet po tak okropnej wiadomości jak to, że zostałam adoptowana, nie uroniłam ani jednej łzy. Byłam w jakiś sposób z siebie dumna, że ludzie nie uważali mnie za słabą, chociaż w środku cała się sypałam
Również wpatrywałam się w skocznię, lecz kątem oka zawadziłam o sylwetkę Gregora. Ubrany w sportowe ubrania, czapkę z daszkiem i słuchawkami na szyi wciąż wyglądał bardzo przystojnie i seksownie. Wyższy ode mnie o około 15 centymetrów stał z rękami w kieszeni.
- Długo będziesz się tak na mnie patrzyć czy wreszcie coś powiesz? - zapytał po chwili odwracając głowę w moją stronę.
Wreszcie mogłam ponownie zobaczyć jego czekoladowe oczy. Doskonale wiedziałam, że oznaczało to dla mnie kolejne pół godziny spędzonych na rozmyślaniu o tym co z nich wyczytałam.
Kochałam to robić. Paulo Coelho powiedział kiedyś, że w oczach tkwi siła duszy. Zgadzam się z tym. Zawsze byłam w stanie zauważyć kiedy ktoś coś ukrywał, kiedy miał mnie dosyć i kiedy mnie lekceważył. Niczego takiego nie byłam w stanie zauważyć u Gregora. Wtedy, w hotelu, jego tęczówki wyrażały zaciekawienie i zaintrygowanie. Teraz odbijały promienie słoneczne i klarownie można było z nich odczytać rozbawienie.
Schliere zdecydowanie był mistrzem w owijaniu sobie dziewczyn wokół palca. Nawet takie głupie zdanie wypowiedziane przed kilkoma minutami sprawiło, że nogi się pode mną ugięły. Zdecydowałam jednak nie dać się tak łatwo.
- Wychodzę z założenia, że to facet zagaduje pierwszy - odparłam i z wielką trudnością odwróciłam wzrok.
- W takim razie mam nadzieję, że jeszcze zdążę to zrobić kiedy indziej bo moi kochani koledzy wracają - powiedział z nieudawaną irytacją w głosie i odszedł w ich stronę rzucając mi uśmiech na odchodnym.
***
Zeszłam razem z Anette na kolację do wielkiego pomieszczenia gdzie znajdowały się wszystkie drużyny skoczków. Większość już siedziała przy wydzielonych stolikach i zajadała lekkie i dietetyczne posiłki co oczywiście robili tylko na pokaz. Mogłabym się założyć, że w pokoju mieli całą reklamówkę tzw świństw. Wzrokiem próbowałam odszukać stolik Austriaków. Trudno było ich nie zauważyć, co chwilę wybuchali śmiechem i krzyczeli coś po niemiecku. Nie interesował mnie Kofler opowiadający kawał czy Morgenstern, który prawie płakał ze śmiechu. Szukałam szatyna, który dzisiaj rano zawrócił mi w głowie.
- Dzisiaj, po kolacji, hol - usłyszałam szept za swoimi plecami.
Schlierenzauer był mistrzem w zaskakiwaniu człowieka. Najpierw ta akcja z kartą, potem na skoczki i teraz na jadalni. Intrygował mnie coraz bardziej co powodowało, że chciałam więcej i więcej.
Odwróciłam się, ale jego już nie było. Podążał w kierunku stolika z talerzem pełnym jedzenia przyniesionego ze szwedzkiego stołu.
Zignorowałam zdezorientowane spojrzenie Anette. Widziałam, że umiera z ciekawości, ale nie chciałam jej nic opowiadać. Z pewnością znajdę jeszcze na to czas.
Kolejny raz próbowałam zachować kamienną twarz i ukryć podekscytowanie jakie łączyło się z propozycją Austriaka. Co on kombinował?
Nie mogłam się skupić na żartach opowiadanych przez Toma, bo myślami ciągle błądziłam wśród słów Gregora. Dokładnie analizowałam każde wypowiedziane przez niego słowo w moją stronę. Kilka razy złapałam się na tym, że mój wzrok wędrował w kierunku stolika Teamu Austrii.
Po około 30 minutach zauważyłam, że wszyscy z owego stolika wychodzą po skończonym posiłku. Od naszego odszedł tylko Rune, ponieważ zadzwoniła jego narzeczona. Jeśli teraz tak po prostu odejdę, zaczną się pytania, zwłaszcza ze strony Andersa.
Musiałam szybko coś wymyślić. Przecież nie powiem tak po prostu: "idę na randkę ze Schlierenzauerem, wrócę późno". Poza tym to nawet randka nie była, ale w takim razie jak to nazwać? Spotkanie zapoznawcze?
- Będę udawać, że mi niedobrze, kryj mnie - szepnęłam do Anette.
- Chodzi o Gregora? Słuchaj, nie wiem czy to dobry pomysł żebyś się... - odparła od razu, ale jej przerwałam:
- Tak, chodzi o niego. Jakby się ktoś pytał to poszłam się wcześniej położyć, bo się źle czułam.
- Jak chcesz - powiedziała z nieudawanym niezadowoleniem - Nie podoba mi się to.
Ignorując jej ostatnie zdanie odeszłam od stołu tłumacząc, że jestem zmęczona po podróży i kiepsko się czuję. Nikt nie zadawał zbędnych pytań za co byłam w głębi duszy bardzo wdzięczna.
Zamiast do pokoju skierowałam się do holu, gdzie zapewne czekał już na mnie Austriak. Nie pomyliłam się. Chłopak siedział na jednej z luksusowych sof przy wyjściu i na mój widok wstał uśmiechając się.
- Gotowa na spacer? - zapytał.
Wyjrzałam przez okno. Było dosyć jasno jak na godzinę 21 i nie zapowiadało się na deszcz. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam i dałam się przepuścić mu w drzwiach.
Nie miałam pojęcia gdzie idziemy, ale zaufałam Gregorowi i dotrzymywałam mu kroku. Szliśmy w bezpiecznej odległości od siebie. Skoczek trzymał dłonie w kieszeni i patrzył przed siebie a ja skrzyżowałam ręce na piersiach i przyglądałam się moim butom.
- Tak w ogóle to Gregor jestem - zagadnął kiedy znaleźliśmy się już poza terenem hotelu.
- Mila - uśmiechnęłam się.
- Mila, dziewczyna z Norwegii... Mam nadzieję, że dowiem się czegoś więcej - odparł.
- Pytaj o co chcesz - powiedziałam z udawanym lekceważeniem.
Gregor przymrużył oczy mocno się nad czymś zastanawiając. W ciszy oddalaliśmy się od miejsca naszego zamieszkania.
- Dlaczego udajesz taką niedostępną, ale zgodziłaś się na spacer? - rzucił w końcu.
Zaskoczył mnie po raz kolejny dzisiejszego dnia. Spodziewałam się każdego pytania: o szkołę, wiek, plany, zainteresowania, ale nigdy w życiu takiego! Co on sobie wyobrażał?
Nagle moje usta odmówiły posłuszeństwa i bez namysłu palnęłam:
- Nic o tobie nie wiem. Może gdzieś tam masz drugą połówkę a ja jestem jedną z tych dziewczyn, które podrywasz podczas każdego konkursu?
- To w takim razie lepiej wróćmy się do hotelu i zapomnimy o wszystkim skoro uważasz mnie za takiego jakiego kreują mnie media - odparł widocznie zdenerwowany przystając w miejscu.
Również stanęłam i wpatrywałam się w niego tępo. Co ty wyrabiasz, dziewczyno? Przecież on ci się podoba, idiotko!
- Przepraszam - powiedziałam - Od kilku tygodni ciężko jest mi się przed kimś otworzyć - dodałam sama się sobie dziwiąc, że zdałam się na taki gest względem osoby, którą znam zaledwie kilka godzin.
Twarz Austriaka momentalnie się zmieniła. Jego usta nie wyrażały zdegustowanego grymasu a formowały się w pokrzepiający uśmiech. Podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic przytulił mnie.
Znajdowaliśmy się na poboczu jezdni, dookoła były lasy oraz zaczęło się coraz bardziej ściemniać. Staliśmy tak kilka minut a ja najchętniej przedłużyłabym tą chwilę o wieczność. Ciepło jakie emanowało od Gregora było nie do opisania. Po raz pierwszy od miesiąca poczułam, że mam przy kimś oparcie.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że znam cię tylko kilka godzin. Mam wrażenie jakbym znał cię od kilku lat - przyznał szeptem kiedy uwolnił mnie ze swojego uścisku.
- Gregor, dlaczego się mną interesujesz? - spytałam. Chłopak lekko dotknął mojej dłoni jedną ręką a drugą założył mi kosmyk włosów za ucho.
- Myślę, że jakaś niewidzialna siła mnie do ciebie przyciąga - odparł i delikatnie pocałował w czoło.
wciąż nie mogę w to uwierzyć :( |
___________________________________
Słodzę Wam i to bardzo. Tak, wiem, że to jest oklepane, że Gregor i tak dalej, ale tak mnie jakoś natchnęło :') Rozdział najdłuższy do tej pory i szczerze mówiąc mi się podoba :D Profil humanistyczny na mnie dobrze działa. Liczę, że Wam również się podoba :*
Dziękuję za każdy komentarz, jesteście niesamowite! <3
Whole world is watching
Sztuka wyboru