sobota, 27 września 2014

4 - Jestem oczarowana

"Wszyscy śmiejemy się w tym samym języku"

19.07.2012

Busem pełnym Norwegów po kilkuminutowej jeździe dojechaliśmy pod skocznię Malinkę, gdzie znajdowało się już kilka drużyn. Nie było jeszcze barierek, ale organizatorzy zdążyli postawić domki. Na terenie obiektu nie było również kibiców, tylko kilku przypadkowych turystów, którzy bacznie przyglądali się nadjeżdżającym busom.
Zaparkowaliśmy obok widocznie ozdobionego busa Czechów. Ciężko byłoby nie zauważyć wielkiego napisu "Czech ski jumping" umieszczonego z boku pojazdu. Byli chyba niemałą atrakcją na autostradach.
Razem z Anette spokojnie wysiadłyśmy i razem z innymi Norwegami wielką grupą skierowaliśmy się w stronę wyciągu, aby z góry zobaczyć cały obiekt.
- Ja chyba podziękuję - powiedziałam z przerażeniem patrząc na jeżdżące coraz wyżej siedzenia - Mam lęk wysokości - od razu wytłumaczyłam na co cała kadra wybuchła śmiechem.
- Siostra skoczka narciarskiego i ma lęk wysokości, no ciekawe, ciekawe - skomentował trener Stockl śmiejąc się pod nosem.
"Szkoda, że ja nie jestem jego siostrą" dopowiedziałam w myślach. Zabolało mnie to. Robiłam wszystko, aby zapomnieć o tej trudnej dla mnie sytuacji, ale jakie ja mogłam mieć do nich pretensje? Oni nie mieli o niczym pojęcia.
Mój wyraz twarzy zmienił się błyskawicznie chociaż próbowałam utrzymać sztuczny uśmiech. Reszta kadry śmiała się w niebo głosy. Wszyscy, oprócz dwóch osób: Andersa i Toma. Przy czym mój brat próbował nie wyjść na gbura i uśmiechnął się lekko. Za to Hilde wpatrywał się we mnie z kamienną twarzą, jakiej nigdy jeszcze nie widziałam w jego wydaniu. Ruchem głowy dałam mu znać, że nic się nie stało.
- Jedziemy? Bo zaraz się posracie z tego śmiechu - zagadnął Tom.
- Ej, nie tym tonem, bo będziesz musiał wejść po tych schodach - powiedział trener wskazując na schodki przy skoczni.
Wszyscy bez słowa ustawiali się przy wyciągu a ja patrzyłam jak wznoszą się do góry. Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze i dostałam zawrotów głowy. Raz jak miałam jakieś 9 lat wjechałam wyciągiem razem z mamą i tatą, ale okropnie się bałam i nim dojechaliśmy na górę byłam cała zapłakana. Cudem zjechaliśmy na dół. Siłą zmusili mnie, abym ponownie usiadła i jechała w powietrzu. Nigdy więcej nie odważyłam się użyć wyciągu i nie miałam takiego zamiaru.
Z dłońmi w kieszeniach kurtki spacerem podążyłam do strefy zwanej FIS Family skąd miałam świetny widok na skocznię oraz sektory. Malinka była nietypowym obiektem, ponieważ dojazd był nachylony do góry i skoczkowie często miewali problemy z wyhamowaniem.
Sektorów jak na tak sławną skocznie było dosyć mało. Z tego co pamiętałam, Wielka Krokiew wydawała się znacznie większym obiektem. Zamknęłam na moment oczy i próbowałam sobie wyobrazić co tu się będzie działo podczas konkursu.
Pierwsza wizja: masa kibiców ubranych w biało-czerwone barwy dmuchający w "trąby" za każdym razem kiedy któryś z ich ulubieńców skacze. Niesamowita wrzawa kiedy jeden z zawodników jest bliski rekordu skoczni. Co by się tutaj działo gdyby konkurs wygrał Polak! Prawdopodobnie świętowanie do późnej nocy i jeszcze większy doping na drużynówce.
Odetchnęłam głęboko delektując się górskim powietrzem. Uwielbiałam je. Działało na mnie kojąco, z łatwością mogłam się uspokoić, odpocząć, oderwać od rzeczywistości.
Niestety nie dano mi się nacieszyć relaksem zbyt długo, bo po kilku minutach usłyszałam obok siebie męski głos mówiący po angielsku:
- Jeśli byłyby jakieś problemy z kartą to mieszkam pokój obok - powiedział a ja z ociąganiem otworzyłam oczy.
Obok mnie stał nie kto inny jak Gregor Schlierenzauer, który podobnie co kilka godzin temu uśmiechał się od ucha do ucha. Tym razem nie lustrował mnie wzrokiem a przyglądał się skoczni.
- Myślę, że teraz dam sobie radę, ale dziękuję - odparłam popisując się nienagannym angielskim.
Na zewnątrz udawałam niczym niewzruszoną Norweżkę, którą nie peszy towarzystwo kogoś takiego jak Gregor Schlierenzauer, ale w środku serce biło mi jak oszalałe. Miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy i zaliczę zgon na oczach Austriaka. W tym momencie dziękowałam rodzicom, że od najmłodszych lat wpajali mi zasadę "nie okazuj słabości, bo ludzie mogą to wykorzystać". Kierowałam się tą zasadą w najgorszych momentach i dzięki temu nawet po tak okropnej wiadomości jak to, że zostałam adoptowana, nie uroniłam ani jednej łzy. Byłam w jakiś sposób z siebie dumna, że ludzie nie uważali mnie za słabą, chociaż w środku cała się sypałam
Również wpatrywałam się w skocznię, lecz kątem oka zawadziłam o sylwetkę Gregora. Ubrany w sportowe ubrania, czapkę z daszkiem i słuchawkami na szyi wciąż wyglądał bardzo przystojnie i seksownie. Wyższy ode mnie o około 15 centymetrów stał z rękami w kieszeni.
- Długo będziesz się tak na mnie patrzyć czy wreszcie coś powiesz? - zapytał po chwili odwracając głowę w moją stronę.
Wreszcie mogłam ponownie zobaczyć jego czekoladowe oczy. Doskonale wiedziałam, że oznaczało to dla mnie kolejne pół godziny spędzonych na rozmyślaniu o tym co z nich wyczytałam.
Kochałam to robić. Paulo Coelho powiedział kiedyś, że w oczach tkwi siła duszy. Zgadzam się z tym. Zawsze byłam w stanie zauważyć kiedy ktoś coś ukrywał, kiedy miał mnie dosyć i kiedy mnie lekceważył. Niczego takiego nie byłam w stanie zauważyć u Gregora. Wtedy, w hotelu, jego tęczówki wyrażały zaciekawienie i zaintrygowanie. Teraz odbijały promienie słoneczne i klarownie można było z nich odczytać rozbawienie.
Schliere zdecydowanie był mistrzem w owijaniu sobie dziewczyn wokół palca. Nawet takie głupie zdanie wypowiedziane przed kilkoma minutami sprawiło, że nogi się pode mną ugięły. Zdecydowałam jednak nie dać się tak łatwo.
- Wychodzę z założenia, że to facet zagaduje pierwszy - odparłam i z wielką trudnością odwróciłam wzrok.
- W takim razie mam nadzieję, że jeszcze zdążę to zrobić kiedy indziej bo moi kochani koledzy wracają - powiedział z nieudawaną irytacją w głosie i odszedł w ich stronę rzucając mi uśmiech na odchodnym. 

***

Zeszłam razem z Anette na kolację do wielkiego pomieszczenia gdzie znajdowały się wszystkie drużyny skoczków. Większość już siedziała przy wydzielonych stolikach i zajadała lekkie i dietetyczne posiłki co oczywiście robili tylko na pokaz. Mogłabym się założyć, że w pokoju mieli całą reklamówkę tzw świństw. Wzrokiem próbowałam odszukać stolik Austriaków. Trudno było ich nie zauważyć, co chwilę wybuchali śmiechem i krzyczeli coś po niemiecku. Nie interesował mnie Kofler opowiadający kawał czy Morgenstern, który prawie płakał ze śmiechu. Szukałam szatyna, który dzisiaj rano zawrócił mi w głowie.
- Dzisiaj, po kolacji, hol - usłyszałam szept za swoimi plecami.
Schlierenzauer był mistrzem w zaskakiwaniu człowieka. Najpierw ta akcja z kartą, potem na skoczki i teraz na jadalni. Intrygował mnie coraz bardziej co powodowało, że chciałam więcej i więcej.
Odwróciłam się, ale jego już nie było. Podążał w kierunku stolika z talerzem pełnym jedzenia przyniesionego ze szwedzkiego stołu.
Zignorowałam zdezorientowane spojrzenie Anette. Widziałam, że umiera z ciekawości, ale nie chciałam jej nic opowiadać. Z pewnością znajdę jeszcze na to czas.
Kolejny raz próbowałam zachować kamienną twarz i ukryć podekscytowanie jakie łączyło się z propozycją Austriaka. Co on kombinował?
Nie mogłam się skupić na żartach opowiadanych przez Toma, bo myślami ciągle błądziłam wśród słów Gregora. Dokładnie analizowałam każde wypowiedziane przez niego słowo w moją stronę. Kilka razy złapałam się na tym, że mój wzrok wędrował w kierunku stolika Teamu Austrii.
Po około 30 minutach zauważyłam, że wszyscy z owego stolika wychodzą po skończonym posiłku. Od naszego odszedł tylko Rune, ponieważ zadzwoniła jego narzeczona. Jeśli teraz tak po prostu odejdę, zaczną się pytania, zwłaszcza ze strony Andersa.
Musiałam szybko coś wymyślić. Przecież nie powiem tak po prostu: "idę na randkę ze Schlierenzauerem, wrócę późno". Poza tym to nawet randka nie była, ale w takim razie jak to nazwać? Spotkanie zapoznawcze?
- Będę udawać, że mi niedobrze, kryj mnie - szepnęłam do Anette.
- Chodzi o Gregora? Słuchaj, nie wiem czy to dobry pomysł żebyś się... - odparła od razu, ale jej przerwałam:
- Tak, chodzi o niego. Jakby się ktoś pytał to poszłam się wcześniej położyć, bo się źle czułam.
- Jak chcesz - powiedziała z nieudawanym niezadowoleniem - Nie podoba mi się to.
Ignorując jej ostatnie zdanie odeszłam od stołu tłumacząc, że jestem zmęczona po podróży i kiepsko się czuję. Nikt nie zadawał zbędnych pytań za co byłam w głębi duszy bardzo wdzięczna.
Zamiast do pokoju skierowałam się do holu, gdzie zapewne czekał już na mnie Austriak. Nie pomyliłam się. Chłopak siedział na jednej z luksusowych sof przy wyjściu i na mój widok wstał uśmiechając się.
- Gotowa na spacer? - zapytał.
Wyjrzałam przez okno. Było dosyć jasno jak na godzinę 21 i nie zapowiadało się na deszcz. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam i dałam się przepuścić mu w drzwiach.
Nie miałam pojęcia gdzie idziemy, ale zaufałam Gregorowi i dotrzymywałam mu kroku. Szliśmy w bezpiecznej odległości od siebie. Skoczek trzymał dłonie w kieszeni i patrzył przed siebie a ja skrzyżowałam ręce na piersiach i przyglądałam się moim butom.
- Tak w ogóle to Gregor jestem - zagadnął kiedy znaleźliśmy się już poza terenem hotelu.
- Mila - uśmiechnęłam się.
- Mila, dziewczyna z Norwegii... Mam nadzieję, że dowiem się czegoś więcej - odparł.
- Pytaj o co chcesz - powiedziałam z udawanym lekceważeniem.
Gregor przymrużył oczy mocno się nad czymś zastanawiając. W ciszy oddalaliśmy się od miejsca naszego zamieszkania.
- Dlaczego udajesz taką niedostępną, ale zgodziłaś się na spacer? - rzucił w końcu.
Zaskoczył mnie po raz kolejny dzisiejszego dnia. Spodziewałam się każdego pytania: o szkołę, wiek, plany, zainteresowania, ale nigdy w życiu takiego! Co on sobie wyobrażał?
Nagle moje usta odmówiły posłuszeństwa i bez namysłu palnęłam:
- Nic o tobie nie wiem. Może gdzieś tam masz drugą połówkę a ja jestem jedną z tych dziewczyn, które podrywasz podczas każdego konkursu?
- To w takim razie lepiej wróćmy się do hotelu i zapomnimy o wszystkim skoro uważasz mnie za takiego jakiego kreują mnie media - odparł widocznie zdenerwowany przystając w miejscu.
Również stanęłam i wpatrywałam się w niego tępo. Co ty wyrabiasz, dziewczyno? Przecież on ci się podoba, idiotko!
- Przepraszam - powiedziałam - Od kilku tygodni ciężko jest mi się przed kimś otworzyć - dodałam sama się sobie dziwiąc, że zdałam się na taki gest względem osoby, którą znam zaledwie kilka godzin.
Twarz Austriaka momentalnie się zmieniła. Jego usta nie wyrażały zdegustowanego grymasu a formowały się w pokrzepiający uśmiech. Podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic przytulił mnie.
Znajdowaliśmy się na poboczu jezdni, dookoła były lasy oraz zaczęło się coraz bardziej ściemniać. Staliśmy tak kilka minut a ja najchętniej przedłużyłabym tą chwilę o wieczność. Ciepło jakie emanowało od Gregora było nie do opisania. Po raz pierwszy od miesiąca poczułam, że mam przy kimś oparcie.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że znam cię tylko kilka godzin. Mam wrażenie jakbym znał cię od kilku lat - przyznał szeptem kiedy uwolnił mnie ze swojego uścisku.
- Gregor, dlaczego się mną interesujesz? - spytałam. Chłopak lekko dotknął mojej dłoni jedną ręką a drugą założył mi kosmyk włosów za ucho.
- Myślę, że jakaś niewidzialna siła mnie do ciebie przyciąga - odparł i delikatnie pocałował w czoło.

wciąż nie mogę w to uwierzyć :(

___________________________________

Słodzę Wam i to bardzo. Tak, wiem, że to jest oklepane, że Gregor i tak dalej, ale tak mnie jakoś natchnęło :') Rozdział najdłuższy do tej pory i szczerze mówiąc mi się podoba :D Profil humanistyczny na mnie dobrze działa. Liczę, że Wam również się podoba :*
Dziękuję za każdy komentarz, jesteście niesamowite! <3

I'll be the one if you want me to
Whole world is watching
Sztuka wyboru

piątek, 19 września 2014

3 - Zakochuję się

"Nigdy nie burz, buduj, twórz, smakuj, milcz, myśl i czuj"


19.07.2012
Droga busem była dosyć znośna. Usiadłam na miejscu obok Anette, ponieważ kolejne 4 godziny w towarzystwie Hilde prawdopodobnie odbiłyby się negatywnie na mojej psychice.
Miałam okazję lepiej poznać Norweżkę. Dowiedziałam się, że jest rok ode mnie starsza i chodzi do liceum. Zauważyłam też, że bardzo dba o swoją urodę. Zaczęła mi wymieniać każdy kosmetyk jaki używa do pielęgnacji oraz czynność jaką wykonuje każdego wieczoru. W pewnym momencie, po godzinnym monologu Anette na temat skóry twarzy moja samoocena trochę podupadła. Nie robiłam nawet połowy z tych rzeczy, ponieważ nigdy nie przejmowałam się takimi rzeczami jak szorstka skóra czy rozdwojone końcówki.
- Pójdziemy kiedyś na zakupy to pomogę ci w doborze tych kosmetyków - zaproponowała w pewnej chwili co trochę podniosło mnie na duchu. Może to właśnie był powód, dla którego chłopcy nigdy się ze mną nie umawiali? Jakoś nie specjalnie wierzyłam, że komuś mogłaby przeszkadzać tak głupia rzecz jak nieobcięte paznokci, ale może jednak?
Anette wspominała także o swoich byłych chłopakach. Naliczyłam ich trzech, ale wspominała, że o niektórych nie warto nawet mówić. Wtedy temat zszedł na niemieckiego skoczka, Richarda Freitaga.
- Tutaj my jak się przytulamy - powiedziała pokazując zdjęcie na swoim iPhonie przedstawiające ją i Niemca czule się obejmujących.
- Słodkie - skomentowałam uśmiechając się z lekkim ukłuciem zazdrości.
Szczerze? Nie wierzyłam kiedy mówiła mi o nim na lotnisku. Myślałam, że jest zadurzoną w nim nieśmiałą nastolatką tak jak byłam dwa lata temu w Stjernenie. Nieźle się zdziwiłam kiedy pokazywała mi kolejne zdjęcia aż w końcu doszła do fotografii na której się całowali.
- Ojciec nic nie wie i lepiej żeby tak zostało - szepnęła mi na ucho chichocząc.
- Nie ma sprawy - odparłam i powróciłyśmy do dalszego przeglądania zdjęć.
Anette i Richard byli przesłodką parą, jeśli mogłam ich tak nazwać, ale co się działo poza zawodami? Chyba nie mogłabym kogoś obdarzyć aż tak wielkim zaufaniem. Przecież skoczek może mieć w Niemczech inną dziewczynę, którą okłamywałby w ten sam sposób... Nic jednak nie wspominałam o moich przemyśleniach Anette. Cała była w skowronkach na myśl, że wreszcie po dwóch miesiącach rozłąki spotka swoją drugą połówkę, więc gryzłam się w język przed jakąkolwiek uwagą na ten temat.
Resztę drogi przespałam jak większość załogi. Wszyscy nałykali się tabletek przeciwko wymiotom, które jednocześnie otumaniały. Wreszcie znaleźliśmy się na miejscu, czyli pod Hotelem Gołębiewski, który wywarł na mnie spore wrażenie. Budynek był ogromny i bardzo gustownie urządzony jednocześnie na zewnątrz jak i w środku. Zostaliśmy porozdzielani do swoich pokoi, mi trafiła się tzw. "jedynka", czyli miałam pokój sama.
- Myślałam, że będziemy razem - przyznała ze smutkiem Anette.
- Masz więcej prywatności na to żeby ekhem z Richim - powiedziałam półgłosem na co razem z Norweżką wybuchłyśmy śmiechem.
- Ej, laski, nie ładnie to tak śmiać się bez powodu w obecności Hilde - zagadał Tom podchodząc do nas.
- One tak mają, nie ogarniesz - skomentował Anders tachając za sobą walizkę. Wyglądał przekomicznie z walizką ze sprzętem która była większa od niego. Powstrzymałam się od złośliwej uwagi, ponieważ wiedziałam, że wzrost to jeden z najpoważniejszych kompleksów mojego brata.
Dostałam kartę do swojego pokoju numer 117 i wyruszyłam na poszukiwania. Anette miała pokój w całkiem innej części hotelu, bo jego numerem była liczba 54.
Po długich a ciężkich wreszcie zalazłam swoje przyszłe miejsce zamieszkania na najbliższy tydzień i zorientowałam się, że w pobliżu nie mieszka żaden członek kadry Norwegów. Przez kilka minut próbowałam ogarnąć kartę do pokoju. Niestety na nic były moje starania, czytnik za nic nie chciał jej przyjąć. W pewnej chwili przeszła mi przez głowę myśl, że recepcjonistka dała mi złą kartę i już właściwie chciałam się wrócić do holu, kiedy usłyszałam żwawe rozmowy i śmiechy. Wsłuchiwałam się w głosy mężczyzn, aby rozpoznać język. Niemiecki. Byli coraz bliżej, ale wciąż nie byłam w stanie dostrzec ich w korytarzu poprzez liczne zakręty. Powróciłam do prób przezwyciężenia wrednej technologii, aby uniknąć kompromitacji przy skoczkach. Po chwili poczułam na swojej ręce czyjś dotyk. Długie, kościste palce złapały moją rękę i zręcznym ruchem przyłożył kartę w odpowiedni sposób do czytnika. Kiedy urządzenie wydało charakterystyczny odgłos oznaczający zatwierdzenie karty oszołomiona zdecydowałam się popatrzyć w twarz mojego "wybawcy". Na widok szeroko uśmiechającego się Gregora Schlierenzauera stojącego obok mnie mało nie upadłam z wrażenia. Jego oczy lustrowały mnie z góry do dołu a uśmiech nie schodził z ust. Lekko go odwzajemniłam ukazując swoje dołeczki w policzkach. Głosy reszty skoczków już były całkiem blisko. Z trwającego kilka sekund transu wywołał nas Andreas Kofler mówiący coś z stronę Gregora.
- Nie ma za co - rzucił po angielsku w moją stronę i odszedł razem z innymi Austriakami. Pod wpływem emocji jeszcze przez jakieś kilka dobrych minut oglądałam ich plecy. Na co liczyłam? Może na odwrócenie głowy Gregora w moją stronę i na ponowne zobaczenie jego cudownego uśmiechu? Na to, że wróci i będziemy w stanie więcej pogadać? Nie wiem. Nic takiego nie miało miejsca i z dziwnym uczuciem weszłam do pokoju, gdzie od razu rzuciłam się na łóżko.
To co działo się teraz w mojej głowie było nie do opisania. Czułam coś na podobieństwo tego, gdy zakochiwałam się w Andreasie, ale wtedy miałam tylko 14 lat a teraz już 16. Na skórze wciąż miałam gęsią skórkę, na wspomnienie jego uśmiechu i czekoladowych oczu. Nie mogłam unormować pulsu z nadmiaru emocji. Wstałam i wyszłam na balkon. Wzięłam kilka głębokich wdechów i powoli zaczęłam się uspokajać. Pozwoliłam letniemu górskiemu wietrzykowi na owiewanie mojej zmęczonej i wciąż oszołomionej twarzy. "Co teraz?" pomyślałam. Nie wparuję im do pokoju i nie oznajmię "Cześć, jestem Mila, tak, ta dziewczyna co kilka minut temu nie potrafiła otworzyć pokoju na kartę. Bardzo mi miło". Zdałam sobie sprawę, że jestem totalną kretynką poddając się urokowi Schlierenzauera. Przecież jeszcze godzinę temu uważałam, że takie coś nie ma sensu a teraz na każdą myśl o brunecie dostawałam przyjemnych dreszczy a uśmiech sam malował mi się na twarzy. Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwierających się drzwi do mojego pokoju.
- Ubieraj lansiarską kurtkę Norge i zbieraj się na obchód skoczni - oznajmił Hilde wparowując do sypialni skąd było wyjście na balkon. Był już odświeżony i przebrany. Jak każdy skoczek, ubrany był w ciuchy od sponsorów, musiał nawet zrezygnować z bandany na rzecz czapki z daszkiem. Norweg kontynuował - Potem mamy mieć obiad, więc szykuj się na noc pełną wzdęć i wydęć. Polska kuchnia jest przepyszna, ale ma skutki uboczne - wytłumaczył masując się po brzuchu. Tom w takiej pozycji wpatrywał się przez kilka sekund w niewidoczny punkt. Pomyślałam, że ma niezbyt miłe wspomnienia jeśli chodzi o polskie jedzenie. Po chwili dodał - Nie ważne, rusz swoją szanowną i schodzimy na dół.
Byłam wręcz padnięta po podróży. Nie zdążyłam się nawet odświeżyć a co dopiero rozpakować! Ostatnie pół godziny spędziłam na rozmyślaniu o Gregorze i uspakajaniu się. Właśnie! Przecież Gregor też tam będzie! Nagle całkiem zmieniło się moje nastawienie co do tego wyjazdu. Chciałam się jednak trochę podroczyć z Tomem.
- No nie wiem - powiedziałam udając zniechęcenie - Anette jedzie?
- Dziewczyno, masz mnie, Anette ci nie potrzebna. - odparł potrząsając mną lekko - Robiłem się trochę zazdrosny jak mnie zostawiłaś w busie - dodał z miną wyrażającą "foch forever".
- Idiota - rzuciłam w jego stronę, złapałam za błękitną kurtkę i skierowałam się w stronę drzwi. Po jakichś dwóch minutach razem z Tomem czekaliśmy na resztę załogi w holu a ja z nadzieją wypatrywałam zbierających się Austriaków.


_______________________________

Heeeej! Na wstępie: tak, zmieniłam szablon xD Tamten mi się po prostu znudził i tym razem postawiłam na prosty układ, mam nadzieję, że się podoba :)
Po drugie: baaaardzo przepraszam za długość, wiem, że nie jest zadowalająca, ale nie chciałam więcej zdradzać. Następny rozdział pewnie już w październiku lub pod koniec września a w nim duuuuużo Gregora :D
Pozdrawiam i dziękuję za każdy komentarz :*

Whole world is watching
Sztuka wyboru

niedziela, 7 września 2014

2 - Dobrze się bawię

"Coś nie pozwala mi ciągle być ślepym na wolność ptaków"

18.07.2012

Była godzina 10:00 kiedy razem z Andersem dojechaliśmy na lotnisko. Samolot startował o 11:00, więc mieliśmy jakieś 40 minut do odprawy. Miałam ze sobą średnią walizkę na kółkach oraz bagaż podręczny. Mój brat zabrał dużą torbę sportową gdzie spakował wszystkie ubrania. Sama się dziwiłam jak on tam wszystko pomieścił, więc spytałam:
- Jedzenie będzie na miejscu, a moja kosmetyczka ogranicza się do pasty do zębów i żelu do włosów - wyjaśnił kiedy przemierzaliśmy parking.
- Zazdroszczę ci, na prawdę - przyznałam ciągnąc za sobą ciężką walizkę.
W holu postanowiliśmy usiąść, aby poczekać na chłopaków i trenerów. W między czasie kupiłam sobie mocną kawę a Anders batonika.
- Fannemel! Przestań obalać mity o dietach skoczków publicznie, niech myślą, że się głodzimy! - zawołał znajomy głos po naszej prawej stronie.
Odruchowo w ułamku sekundy popatrzyliśmy w tamtą stronę a naszym oczom ukazała się wysoka postać o długich rudych włosach ciągnąca walizkę z motywem Supermena.
- Tom!!! - krzyknęłam zrywając się i rzuciłam mu się na szyję.
Tom, jak to Tom. Ubrał się w dresy o rażącym w oczy czerwonym kolorze. Do tego biały t-shirt i obowiązkowa bandana na głowie. Uśmiechnięty od ucha do ucha pocałował mnie w policzek i powiedział:
- Żeby tak każda reagowała na mój widok, to bym poligamistą został.
Śmialiśmy się w niebo głosy z Andersem. Cudownie było znów zobaczyć Toma w pełni swoich sił do żartów.
- Widziałeś gdzieś resztę chłopaków? - zapytał mój brat.
- Andreas siedzi w kiblu od pół godziny, bo wczoraj był na kolacji u rodziców swojej dziewczyny, która jest z pochodzenia Japonką - zatrzymał się wykrzywiając usta - Chyba nie muszę dokończać mojej historii - podrapał się po potylicy z ciągłym niesmakiem na twarzy - Eeeee... Rune gada z narzeczoną przez telefon, Bardal pewnie siedzi jeszcze w pieluchach a Bjoern rozdaje tam autografy - wskazał na kawiarnię.
Tom usiadł obok nas i przez jakieś piętnaście minut raczył mnie swoją fascynującą opowieścią o tym jak ostatnio próbował zagadywać do Czeszki spotkanej w barze.
- Nie mogłem nadążyć za tym co mówi, więc skupiłem się na jej... Jakby to nazwać, żebyś się nie obraziła? - zaczął intensywnie myśleć a ja od razu wiedziałam o co mu chodzi - Walorach naturalnych. Nie pamiętam nawet jak miała na imię - przyznał i zaczął się śmiać.
- Idiota - usłyszałam mruknięcie Andersa.
- Słyszałem, młody - odgryzł się Tom robiąc teatralny gest karcenia palcem po czym zwrócił się do mnie - A co tam u ciebie? Jak wakacje? Jesteś w końcu już hot 16!
Miałam mu powiedzieć, że nie wspominam ostatniego miesiąca za dobrze. Chciałam, aby wiedział, że jestem adoptowana, po prostu musiałam powiedzieć to komuś, kto nie jest z mojej rodziny. Zbierałam się, aby zacząć, lecz uprzedził mnie Andreas.
Andreas Stjernen. Grecki bóg w ludzkiej osobie. Nie znam Norweżki, która by się za nim nie oglądała, sama również zaliczam się do tego grona. Pamiętam czasy, kiedy byłam w nim zadłużona i powiedziałam mu to wprost. To było w styczniu 2010 roku podczas zawodów w Oslo. Weszłam do domku Norwegów, ponieważ wiedziałam, że Andreas siedział tam sam i się przebierał. Napotkałam go w samych bokserkach i lekko się zarumieniłam. Miałam 14 lat, wydawało mi się, że małe, głupie rzeczy typu uśmiech znaczy zakochanie! Bez oporu powiedziałam mu, że chciałabym aby ze mną był. Jak myślicie, co odpowiedział? "Mam 24 lata a twój brat by mnie chyba zabił". Chciał być miły, nie powiedział mi wprost, że nie jest zainteresowany. Wtedy się załamałam i przez tydzień nie wychodziłam z domu, lecz z perspektywy czasu zrozumiałam, że powinnam być mu wdzięczna, bo mógł załatwić to w bardziej brutalny dla mnie sposób.
Na twarzy był nieco zmizerowany przez grypę żołądkową, ale poza tym wyglądał idealnie. Zwężane ciemne spodnie połączył z fioletowym t-shirtem. Włosy postawione do góry i niezmienny od lat uśmiech podrywacza.
- Fajnie się srało? - zapytał na powitanie Tom co spotkało się z moim karcącym wzrokiem.
- Spoko, Mila. Przyzwyczaisz się - zapewnił mnie Andreas.
- Czuję się obrażony - odparł Hilde krzyżując ręce na piersiach.
- Obrażony to się ja poczuję, jeśli któryś z waszych tłustych tyłków nie wyląduje ponad punkt K - powiedział zjawiający się nie wiadomo skąd trener Stockl.
- Papcio przyszedł! - zawołał Tom.
- Trenerze, to moja siostra, Mila, o której wspominałem - przedstawił mnie Anders.
- Miło mi - podał mi rękę co odwzajemniłam - Zaraz powinna się tu pojawić moja córka, z pewnością  się polubicie - dodał szeroko się uśmiechając.
Trener Stockl wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Wcześniej nie miałam okazji go poznać, ponieważ na zawodach zwykle nie schodził do domku Norwegów. Był dokładnie taki sam jak w telewizji: miły, sympatyczny, ciągle uśmiechnięty, ale przy tym surowy dla swoich zawodników.
Nie minęło 5 minut a pojawiła się przy nas wysoka blondynka o przepięknych niebieskich oczach, które można było dostrzec z odległości kilkunastu metrów. Miała około 18 lat. Spodziewałam się drogo ubranej dziewczyny z dziesięcioma walizkami. Tymczasem moim oczom ukazała się skromna, uśmiechnięta, ubrana w dresy córka trenera.
- Cześć, jestem Anette - pomachała nam ręką a my po kolei mówiliśmy swoje imiona.
Dziewczyna usiadła pomiędzy mną a Tomem i od razu przeszłyśmy do konwersacji.
- Jesteś siostrą Andersa, tak? - zapytała z nieudawanym przejęciem.
- Tak - odparłam siląc się na uśmiech chociaż przez moją głowę przeszywała myśl "jestem adoptowana".
- Którego ze skoczków masz na oku? - zapytała ściszając głos.
Uniosłam brwi na znak zdziwienia. Nawet o tym nie myślałam. No dobra, przyznam się, że mogłabym patrzeć na Stjernena godzinami i nie miałabym sobie tego za złe, ale żeby podrywać któregoś z zagranicznych? Jak w ogóle mogłabym się z nim porozumieć? Gdyby Anders zobaczył, że tylko uśmiecham się do któregoś z nich, nałożyłby dożywotni zakaz wychodzenia z hotelu.
Anette najwyraźniej zauważyła moje zmieszanie i od razu powiedziała:
- Uprzedzam, że Freitag jest zajęty - uśmiechnęła się porozumiewawczo.
"Ona już kogoś wyrwała" przeszło mi przez myśl. Nie miałam problemów w kontaktach ze skoczkami, ale żeby próbować któregoś z nich oczarować? To już wyższa szkoła jazdy.
Zaczęłam się zastanawiać, który z zawodników byłby zbliżony do mojego ideału. Przez moją głowę przeszły takie nazwiska jak Kot, Hayboeck, młodziutki Geiger i bohater dzieciństwa czyli Simon Ammann. Przy żadnym nie zatrzymałam się chociażby na chwilę. Widziałam ich wszystkich na żywo, ale jakoś nigdy nie myślałam, aby do nich zagadać czy choćby się uśmiechnąć, tym bardziej do żonatego Ammanna!
- Mi chyba podoba się Maciek Kot - odparłam ledwo dosłyszalnym głosem, aby nie wyjść na idiotkę i podtrzymać rozmowę.
- Widziałam go ostatnio z jakąś tapeciarą, więc masz spore szanse - powiedziała zachowując powagę Anette.
Uśmiechnęłam się lekko chociaż w głowie wcale nie siedziały mi zaloty do polskiego skoczka. Chciałam po prostu dobrze się bawić w towarzystwie Norwegów i zapomnieć o istotnym fakcie, który męczył mnie od dwóch tygodni, że jestem adoptowana.
Dokładnie o godzinie 10:40 zjawili się Bardal, Bjoern oraz Rune. Udaliśmy się wszyscy na odprawę a po drodze Anette wręczyła mi kurtkę z napisem "Norge", którą nosił każdy członek kadry.
- Mały wzrost popularności nikomu nigdy nie zaszkodził - powiedziała a ja przytaknęłam i założyłam błękitną kurtkę.
Odprawa odbyła się bez komplikacji i 10 minut przed startem znajdowaliśmy się na pokładzie samolotu. Cierpliwie szukałam swojego miejsca z nadzieją, że nie będzie ono pomiędzy starszą osobą i mamą z rocznym dzieckiem, które pewnie nieźle dałoby mi w kość swoim płaczem.
Odetchnęłam z ulgą kiedy zauważyłam, że siedzę pomiędzy Andersem a Tomem.
- Siedzisz w środku - powiedział od razu starszy z nich - Mój seksowny tyłeczek nie znosi ścisku.
- Bądź taki pewny siebie na skoczni, to postawię ci wielki tort w kształcie twojego tyłka - usłyszałam za sobą głos trenera.
- Się robi, el trenero - zawołał przepuszczając mnie, abym weszła pomiędzy niego a mojego brata.
Wystartowaliśmy. Anders założył na uszy wielkie słuchawki i pogrążył się w śnie a ja wysłuchiwałam niekończących się historii Toma z pobytu na Hawajach.
Po półtorej godziny nawijania Hilde przypomniał sobie, że siedzę obok niego i w ogóle się nie odzywam. Szczerze mówiąc połowy z tego co mówił nie zapamiętałam, próbowałam jedynie udawać, że słucham. Norweg chyba to zauważył.
- Cały dzień jesteś jakaś nieobecna, stało się coś? - zapytał.
Rozglądnęłam się dookoła czy żaden ze skoczków nie podsłuchuje. Większość spała lub rozmawiała z osobą siedzącą obok. Postanowiłam powiadomić Toma o moim pochodzeniu.
Serce biło mi jak oszalałe. Czułam jak policzki nabierają czerwonego koloru. Miałam natłok myśli, nie wiedziałam od czego zacząć.
Tom wyczuł moją niepewność, w jego oczach widziałam strach. Pierwszy raz miałam okazję obserwować tak poważnego Hilde.
- Jestem adoptowana - powiedziałam szeptem.
Wyraz twarzy Norwega się nie zmienił. Czekał aż dodam coś w stylu "i jestem chora na raka". Wiadomość o moim pochodzeniu nie zrobiła na nim wrażenia.
- Tom, ja nie jestem siostrą Andersa - mówiłam wciąż szeptem.
- I... to tyle?
Właśnie wyjawiłam mu wiadomość, przez którą nie mogłam spać przez ostatnie dwa tygodnie a ten mi się pyta "to tyle?". Czułam jak temperatura mojego ciała nagle wzrasta pod wpływem emocji.
Kiwnęłam lekko głową czekając na jego reakcję. Skoczek odetchnął z ulgą.
- Myślałem, że jesteś na coś chora, albo ktoś z rodziny ci umarł - powiedział nazbyt głośno za co skarciłam go wzrokiem.
- Najgorsze jest to, że ja nie jestem nawet Norweżką - przyznałam.
- Mila, słuchaj, zawsze mogło stać ci się coś znacznie gorszego. Teraz masz żal do rodziców, ale zastanawiałaś się dlaczego? Wolałabyś żeby ukrywali to przed tobą? Żebyś się sama o tym dowiedziała? Wtedy znienawidziłabyś ich jeszcze bardziej.
Zastanowiłam się nad tym. Miał rację. Miał cholerną rację. Rodzice zrobili to dla mojego dobra a ja zachowywałam się jak dziecko, któremu odebrali zabawkę. Zaczynałam mieć do siebie o to pretensje.
Na znak podziękowała przytuliłam się do Toma, głowę oparłam o jego ramię.
- Wujcio Hilde ma zawsze rację - wypalił a ja uśmiechnęłam się.
Została jeszcze jakaś godzina do lądowania w Balicach. Postanowiłam, że zdrzemnę się na chwilę, ale powiedzmy sobie szczerze: było to niemożliwe w obecności Toma.
Zamknęłam oczy i poczułam jak napływają do nich łzy ulgi. Już prawie zasnęłam kiedy spadło na moją twarz coś plastikowego i miękkiego. Za plecami usłyszałam śmiechy sztabu szkoleniowego a po mojej prawej stronie głos Andersa i tekst "Hilde, ty debilu". Otworzyłam powieki, aby zobaczyć co się stało.
Spadły na nas napompowane, plastikowe kamizelki bezpieczeństwa. Właściwie to nie same spadły, bo wyczuwałam w tym robotę Toma.
Popatrzyłam na jego twarz, która robiła się wręcz purpurowa. Patrzył zdezorientowany to na kamizelki, to na drzwi do pokoju stewardes.
- Myślałem, że jak poprzyciskam kilka tych pieprzonych guzików to włączy mi się telewizor! - zawołał z miną niewiniątka.
- Można prosić jedną z pań stewardes do tego dziecka? - zapytał trener Stockl, któremu nie schodził uśmiech z ust.
Po chwili zjawiła się pani ubrana w bardzo krótką spódniczkę, która odkrywała jej długie, zgrabne nogi. Kiedy próbowała naprawić szkodę kątem oka zauważyłam jak mój kolega gapi się na biust pani z załogi samolotu. Gdy odeszła sympatycznie się uśmiechając rzekłam do Toma:
- Mogłeś poprosić o coś do jedzenia, żeby przyszła a nie wiochę nam robisz.
- Nie wiem o czym mówisz - odparł z lekkim uśmieszkiem.
Resztę lotu przetrwałam w miarę spokojnie pomijając ciągłe narzekanie Toma na niewygodne siedzenia. "Moje klejnoty cierpią" - powtarzał a ja próbowałam go ignorować.
Około godziny 14 wyszliśmy z samolotu na lotnisko, gdzie czekał na nas bus, którym mieliśmy pojechać do Wisły. Szykowały kolejne 4 godziny pełne wrażeń z udziałem Toma.


_________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Cześć! Mam nadzieję, że tym rozdziałem Was nie zawiodłam. Mi się całkiem podoba, chociaż troszkę mało opisów mi wyszło, ale nie chcę przedobrzać :p Jeszcze nie ma Gregora, ale na 90%, że w następnym rozdziale się pojawi tak jak i reszta zagranicznych skoczków :)
Liczę, że rozdział się podoba. Dziękuję za wszystkie komentarze, jesteście cudowne! Plus, na każdym z moich blogów zamieściłam ankietę, zachęcam do wzięcia udziału w niej.

I'll be the one if you want me to

Whole world is watching