"Nie zasnę dziś przez całą noc, demonom będę grał kołysankę"
19.10.2012
Siedziałam na wygodnym fotelu naprzeciwko elegancko wyglądającej dojrzałej kobiety. Na oko miała czterdzieści lat. Widać, że była dosyć doświadczona i znała się na swoim fachu jak mało kto. Emanowało od niej ogromne zrozumienie i ciepło, jednak podświadomie zdawałam sobie sprawę, że analizuje każde wypowiedziane przeze mnie słowo, każdy gest, który wykonywałam i każdą moją reakcję.
Pani Thorgren była moim psychologiem. Regularnie, raz w tygodniu chodziłam do niej odkąd wróciłam z nieszczęsnych zawodów w Polsce.
Wmawiałam sobie, że wszystko jest dobrze. Chciałam sama, bez niczyjej pomocy zapomnieć o Austriaku. To przecież miała być tylko tygodniowa przygoda! Początkowy niewinny pocałunek przerodził się w mój najgorszy koszmar jaki odczuwałam za każdym razem, kiedy spojrzałam w lustro na moje usta. Po trzech miesiącach, jego imię wciąż sprawiało mi ból.
Nie chciałam iść na terapię, uważałam to za zbędne. Jak już wspomniałam, sama chciałam uporać się z zapomnieniem. Wszystko było dobrze. Mieszkałam z Andersem i czekałam na rozpoczęcie roku szkolnego. Miałam nadzieję, że wraz z jego nadejściem, tak bardzo oddam się nauce, że nie będę miała czasu na rozdrapywanie starych ran. Myliłam się.
Tydzień przed 1 września był okropny. Zaczęłam się denerwować, że nie dam sobie rady w drugiej klasie liceum. W nocy dostawałam drgawek i nie mogłam spać. Najgorszą nocą, była ta z 31 sierpnia na 1 września, kiedy śnił mi się Gregor.
Sen przedstawiał skoczka, który perfidnie na moich oczach namiętnie całował się z Sandrą a potem śmiał mi się w oczy. Obudziłam się o 3 nad ranem z krzykiem i płaczem.
Początkowo zbagatelizowałam to. To tylko sen! Lecz z czasem, wyobraźnia zaczęła płatać mi figle i dosłownie każdy wysoki, szczupły szatyn przypominał mi Schlierenzauera. Czasami uciekałam z łzami w oczach, innym razem robiło mi się słabo i momentalnie robiłam się biała jak ściana.
Przez ten czas ciągle czułam nieprzyjemne kłucie serca. Wtedy musiałam usiąść lub się położyć i przez chwilę znajdować się w bezruchu.
Anders nic nie wiedział. Doskonale udawało mi się to ukryć. Po szkole od razu kierowałam się do pokoju i siedziałam tam do kolacji. Spotykaliśmy się tylko na posiłkach! To było nienormalne, ale charakter mojego brata nie pozwalał mu się wtrącać. Myślę, że tłumaczył to sobie zdaniem: dziewczyny tak mają.
Rodzice również nie zauważali lub po prostu udawali, że nie widzą. Miałam wrażenie, że po tym, jak powiedzieli mi, że jestem adoptowana, pomiędzy nami zrobił się dystans. Nie troszczyli się już o mnie tak jak wcześniej.
Mój zły stan psychiczny wyszedł na jaw kiedy odwiedził nas Tom. Po raz pierwszy od trzech miesięcy postanowiłam spędzić z nimi trochę czasu w salonie. Zamówiliśmy pizzę, Norweg przyniósł zgrzewkę piwa i załączyliśmy na DVD jakiś film akcji.
Wszystko było ok, w pokoju panował pół-mrok, więc nie mogli dostrzec moich podkrążonych i przekrwionych od płaczu oczu. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, film dobiegał ku końcowi. Nagle zadzwonił telefon Toma.
- Słucham? - odebrał a po chwili zawołał - Na prawdę?! To świetnie, oczywiście, że się zgadzam! Dobranoc, dziękuję! - nacisnął przycisk rozłączający.
- Co jest? - zapytał Anders.
- Zaproponowali mi udział w reklamie - odparł wkładając smartphone do kieszeni spodni - Będę grał z Richardem Freitagem i Schlierenzauerem, taka międzynarodowa kampania promująca nowy sezon.
Na dźwięk usłyszanego nazwiska poczułam jak mój puls niebezpiecznie wzrasta. Poderwałam się z kanapy i ciężko dysząc uciekłam do łazienki. Szczelnie zamknęłam drzwi i usiadłam na desce klozetowej. Oczy mnie piekły od słonego płynu, którym się nabierały. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam spazmatycznie szlochać. Brakowało mi tchu i dławiłam się swoimi łzami. To był jeden z najgorszych ataków, jakie przeżyłam.
- Mila! - pukał Tom do drzwi łazienki - Proszę cię, otwórz.
- Nienawidzę go! Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę! - krzyczałam przez łzy.
- On nie jest tego wart, nie rozumiesz?! Wyjdź, pogadamy, będzie ci lepiej, zobaczysz - mówił Norweg.
Nic nie odpowiedziałam, a zaniosłam się jeszcze większym szlochem. Nie do końca wiem co się ze mną potem działo. Chyba przestałam oddychać, bo zaczęło robić mi się ciemno przed oczami i zsunęłam się na podłogę. Obudziłam się następnego dnia w szpitalu.
Lekarz stwierdził, że mam dosyć poważną anemię. Brakowało mi podstawowych witamin, byłam przemęczona i brakowało mi snu. Na szczęście skończyło się na kroplówce i skierowaniu do psychologa, czego nie do końca rozumiałam. Stwierdzenie o moim stanie psychicznym nie mogło wyjść z badań krwi, z pewnością Anders i Tom przedstawili doktorowi całą sytuację.
Wyszłam dwa dni po utracie nieprzytomności. Przez trzy tygodnie nie byłam w stanie wyjść gdziekolwiek, o szkole nie wspominając. Od razu zaczęliśmy terapię.
Tak właśnie znalazłam się na skórzanym fotelu pani Thorgran. Była to moja trzecia sesja. Już po drugiej widziałam ogromną poprawę. Nie zamykałam się już tylko w czterech ścianach swojego pokoju, którego ciężkie powietrze przyprawiało mnie o mdłości. Nawet zaczęłam wychodzić na zakupy z Andersem! Serce przestało mnie nieprzyjemnie kłuć.
Wracając do spotkania. Było to jedno z tych, które zapamiętam na bardzo długo.
W połowie sesji pani psycholog zadała mi pytanie:
- Mila, kochanie, jesteś szczęśliwa?
Zareagowałam momentalnym ruchem brwi, który oznaczał moje zdziwienie. Zamyśliłam się na chwilę, w pomieszczeniu panowała nieskazitelna cisza przerywana tykaniem zegarka.
Po kilku minutach dodała:
- Czy masz powody do bycia szczęśliwą?
Oburzyłam się.
- Sugeruje pani, że nie zasługuję na szczęście? - zapytałam na co łagodnie się uśmiechnęła ujawniając swoje zmarszczki mimiczne.
- Chcę, abyś zrozumiała, że to, co zrobił Gregor nie może równać się z tym, co robią dla ciebie twoi najbliżsi - wytłumaczyła spokojnie.
- Co ma pani na myśli? - ciągnęłam, chociaż powoli wszystko zaczęło mi się w głowie układać i domyślałam się do czego dąży moja terapeutka.
- Popatrz na to z tej strony. Czy doceniasz trud swoich najbliższych jaki włożyli, abyś zapomniała o tamtym incydencie?
Zastanowiłam się. Początkowo nie widziałam żadnych kroków ze strony Andersa czy rodziców, aby mi pomóc, więc bez wahania stwierdziłam:
- Mój brat przez 3 miesiące odzywał się do mnie tylko podczas posiłków. Rodzice nawet nie raczyli do mnie przyjechać. Czy to, według pani, nazywa się trudem?!
- Owszem, twoi rodzice zachowali się karygodnie, ale skupmy się na postaci twojego brata - przerwała dając mi chwilę na przetrawienie jej słów - Czy krzyczał na ciebie, kiedy dowiedział się, że wpakowałaś się w romans z Austriakiem?
- Nie - odparłam cicho.
- Co zrobił? - zapytała próbując wyciągnąć ze mnie jak najwięcej.
- Przytulił mnie i powiedział, że obieca, że się nigdy nie spotkam z Gregorem... - powiedziałam coraz bardziej rozumiejąc do czego dąży terapeutka.
- Czy przez te 3 miesiące, aż do tego feralnego telefonu, usłyszałaś o Schlierenzauerze jakiekolwiek zdanie, nie wiem, może ktoś o nim wspominał w twoim towarzystwie?
- Nie - odpowiedziałam tym razem bardziej zdecydowanie.
- Popatrz, twój brat wykonywał niewidoczną dla ciebie pracę a jakże skuteczną! Chronił cię przed nim! Powiedz mi, czy według ciebie twoje ciągle użalanie się nad sobą i swoimi problemami sprawiają mu przyjemność?
Wreszcie otworzono mi oczy. Zdałam sobie sprawę jak bardzo egoistycznie się zachowywałam względem Andersa. Myślałam, że mnie najzwyczajniej w świecie olewał, że tak na prawdę wcale mu na mnie nie zależało. Tymczasem on był jedyną osobą, która się o mnie troszczyła. Było mi głupio, że go tak potraktowałam...
- Co mam zrobić? - zapytałam.
- Zrobisz co będziesz chciała. Moim zdaniem powinnaś w ramach wdzięczności dla Andersa wziąć się za życie i znów być kochającą siostrą. Przeszłości nie zmienisz, ale przyszłość jest w twoich rękach. Nie zmarnuj jej przez jeden incydent. Wykorzystaj to, aby nie popełniać tego błędu. Wyciągnij z tego jakąś lekcję! - podbudowywała mnie energicznie.
Wróciła do mnie nadzieja, którą straciłam już bardzo dawno temu. Po raz pierwszy od kilku miesięcy zrozumiałam, że jestem dla kogoś ważna, i że mam dla kogo żyć a tym kimś była teoretycznie najbliższa mi osoba a w praktyce tak daleka...
Zaniedbałam moje stosunki z bratem i to przeze mnie coraz bardziej oddalaliśmy się od siebie. O mały włos nie straciłam kogoś, kto zawsze pomagał mi i był dla mnie wsparciem.
Jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju i spędzała sen z powiek przez kilka ostatnich tygodni.
- Czy to możliwe, że po tym wszystkim co mi zrobił Gregor, jestem w stanie wciąż go kochać?
Pani Thorgran popatrzyła na mnie łagodnie, dotknęła mojej dłoni w geście dodania otuchy.
- Jako doświadczona kobieta radzę ci, abyś znalazła kogoś, kogo pokochasz o wiele mocniej. Osoba, którą kochasz nigdy nie doprowadzi cię do płaczu.
____________________________________
Cześć! Wraz z rozpoczęciem sezonu nawiedzam Was z nowym rozdziałem :D Myślę, że nie jest jakiś rewelacyjny, trochę przynudzam, ale przeczuwam, że najbliższe rozdziały będą takie refleksyjne. Mam nadzieję, że chociaż Wam się podoba. Dodałam muzykę na bloga, mam nadzieję, że się podoba :)
Mam u Was trochę zaległości, ale obiecuję, że w ten weekend postaram się wszystko nadrobić.
Mam u Was trochę zaległości, ale obiecuję, że w ten weekend postaram się wszystko nadrobić.
Pozdrawiam i do następnego :*